czwartek, 29 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

238. Wystarczy, że podpiszecie te papiery.

-Ah, o to nie musisz się martwić. Wszystko jest już załatwione. Po zakończeniu roku szkolnego jedziecie na obóz integracyjny do zaprzyjaźnionej szkoły. Tam przejmie was mój dobry przyjaciel. Na razie macie kontrakt na dwa lata, później się zobaczy.  Wyjął z nesesera pęk dokumentów.  -Wystarczy, że podpiszecie te papiery. 


Nie wyglądało to najlepiej. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, o jaki film chodzi i wcale mnie to nie cieszyło. Czułem, że włazimy w coraz większe gówno. 
-Rozumiem, że ma pan na myśli pornusa… - rzuciłem trochę zgryźliwie. 
Znów się uśmiechnął. 
-No proszę, nie dość, że jesteś rewelacyjny w te klocki to jeszcze jesteś bardzo inteligentny. Bez dwóch zdań, zrobisz karierę w tej branży. 
-Pornusa? - spytała Marzenka, spoglądając mi w oczy. 
-No, pornusa, - odpowiedziałem.
Mimo to ona nadal nic nie rozumiała. Nie wiem, co było przyczyną: nie chciała, czy też może, rzeczywiście, była aż tak zielona. 
Podszedł do niej od tyłu, pogładził po policzku i powiedział:
-Jak by ci to wytłumaczyć, dziecinko… To taki bardzo specyficzny film. Łatwy do zagrania. Niewiele trzeba mówić, więcej się robi. Powiedziałbym, że bardziej gra się ciałem, niż duszą.  
-Acha, jeśli pan tak mówi, to może spróbowałabym zagrać… jak już pan tak prosi… 
Uśmiechnęła się słodko, a ja nie wiedziałem, czy ona, w ogóle, jeszcze jest z nami. 
“Dziewczyno nie wiesz, o czym mówisz”, - pomyślałem. 
Tymczasem kierownik z szelmowskim uśmiechem na twarzy, mówił dalej:
-W zasadzie, i tak będziecie robili to, co lubicie. No i, najważniejsze, jeszcze wam za to zapłacą. 
Właściwie wszystko było już ustalone i my w tej chwili nie mieliśmy nic do powiedzenia. Zdałem sobie sprawę, że oto zaczyna się nowy rozdział w moim życiu, coś, czego nie planowałem. W sumie nie było aż tak źle. Przecież po to tutaj przybyłem, oczywiście między innymi. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że liczy się dla mnie przede wszystkim seks. To, co się teraz działo, mimo początkowego szoku, mogło okazać się dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem. Wszystko zależało od tego, jak podejdę do tematu. Przecież to i tak nie była moja rzeczywistość. Jakby na to nie patrzeć, po jakichś dwóch latach miałem wrócić do swojego starego ciała i do swoich czasów. O moim młodszym ja w tej chwili nie myślałem, a jeśli już to w tych kategoriach, że rzeczywiście może zbić na tym niezły interes. 
-Ile? - spytałem rzeczowo.
-Dużo, - odpowiedział bardzo pewnym głosem. 
Pokręciłem głową.
-A jeżeli się nie zgodzimy?
-No cóż, ty staniesz przed sądem. Poza tym obydwoje, w trybie dyscyplinarnym, wylecicie z internatu. Masz jeszcze jakieś pytania? 
Przełknąłem ślinę. Praktycznie, jak to się mówi, było już pozamiatane. Wiedziałem, że nie mamy wyboru. Wciąż jednak nie wiedziałam, w jaki sposób ma się to odbyć.
-No ale, gdzie? W Polsce? Jak? Przecież tu nie ma możliwości… nie w tym ustroju… 
-No proszę, coraz bardziej mi się podobasz. Widzę, że orientujesz się w temacie. No tak. Jasne. U nas nie ma co liczyć na sukces, ale w Szwecji to już co innego, prawda? - wyszczerzył zęby. 
-Prawda, tylko… 
-Co?
-No wie pan… te całe formalności… Jak wydostaniemy się z kraju? Przecież to nie takie proste. 
-Ah, o to nie musisz się martwić. Wszystko jest już załatwione. Po zakończeniu roku szkolnego, jedziecie na obóz integracyjny do zaprzyjaźnionej szkoły. Tam przejmie was mój dobry przyjaciel. Na razie macie kontrakt na dwa lata, później się zobaczy. 
Wyjął z nesesera pęk dokumentów. 
-Wystarczy, że podpiszecie te papiery. 
Spojrzał na nas z pytaniem w oczach.
-No to co, mam rozumieć, że się zgadzacie? 
Położył kartki na stole. Było ich tyle, że samo przeczytanie zajęłoby pewnie całą godzinę. Jak nas poinformował, że chociaż u nas w kraju to nielegalne i nawet można pójść za to do więzienia, to jednak za granicą wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
-To normalna kinematografia, od której odprowadzane są podatki i każdy taki kontrakt musi być zarejestrowany i udokumentowany. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...