piątek, 25 grudnia 2020

Projekt: "Przyszłość".

295. Ja też bym się zawiesił.

Trochę zgrubiał i zrobił się bardziej sztywny. Mimo to jakoś nie był w stanie przybrać  pełnowymiarowych kształtów i pokazać, na co go jeszcze stać. Sprawiał wrażenie wystraszonego. Tak jakby się zawiesił. No kurwa, ja też bym się zawiesił, jakbym miał tyle do roboty. 


Stała nad nami i patrzyła tylko. Pomyślałem sobie, że ten dzień będzie szczególnie wyjątkowy i że zapamiętam go nie tylko w tej, ale i w tamtej rzeczywistości. No bo co tu dużo mówić, jeszcze dwóch cipek nie zaspokoiłem porządnie, a tu trafia mi się trzecia. 
-No co tak sterczysz?! Chcesz czegoś? -  odezwałem się zaczepnie.
Zmarszczyła brwi i przez zaciśnięte usta odezwała się: 
-Chcę ciebie.
To Jedno krótkie zdanie wystarczyło abym zrozumiał, że ona i tak zrobi to, co zechce, niezależnie od mojej woli. Jednak postanowiłem się trochę podroczyć. 
-Ta, akurat. No co, myślisz, że będę w stanie coś jeszcze z siebie wykrzesać? 
Nie przejęła się jakoś moimi słowami. Odruchowo zerknąłem na swojego kutasa. Zdałem sobie sprawę, że dla niego jeszcze nie nastał czas odpoczynku. Leżał biedak wymęczony bardzo, ale widziałem, że próbuje się podnosić i stanąć na wysokości zadania. Trochę zgrubiał i zrobił się bardziej sztywny. Mimo to jakoś nie był w stanie przybrać  pełnowymiarowych kształtów i pokazać, na co go jeszcze stać. Sprawiał wrażenie wystraszonego. Tak jakby się zawiesił. No kurwa, ja też bym się zawiesił, jakbym miał tyle do roboty. 
Ona także patrzyła w to miejsce. 
-Myślę Robert, że dasz radę, -  powiedziała cicho i ze spokojem. 
Przyznam się, że to zbiło mnie trochę stropu. Ta laska, albo znała mnie lepiej, niż ja sam, albo chuj ją obchodziło, co ja na ten temat myślę. Tylko w takim razie jak zamierzała postawić go do pionu, cipa jedna?! No cóż, zapowiadało się jeszcze jedno solidne bzykanko i, czy tego chciałem, czy nie, musiałem wziąć w tym udział. Wszystko wskazywało na to, że wyjdę z tych szatni na czworakach. “Tylko, cholera, dlaczego nikt tu nie przyłazi?! Dlaczego nic się nie dzieje?” 
Renatka zachowywała się dość jednoznacznie. Każdy jej gest wskazywał na to, jak bardzo jest podniecona i że nie będzie przebierała w środkach, aby osiągnąć swój cel. Gładziła się po cipce, co chwilę rozgarniała mokry zmierzwiony zarost tak, jakby chciała zrobić to sama. Jej drobne zwinne paluszki co chwilę wsuwały się pomiędzy opuchnięte i przekrwione płatki cudownej różyczki. Drugą dłonią bezceremonialnie i bezwstydnie masowała swoje napęczniałe cycki. Może nie były za wielkie, ale jędrne z wydatnymi brodawkami i sterczącymi sutkami. Co tu dużo mówić, ja także chciałem ich dotykać, bawić się nimi i pieścić. Była jeszcze trochę jak dziecko. Jej piersi sprawiały wrażenie jakby jeszcze nie do końca urosły. Tak jakby jeszcze miały zamiar powiększyć swoje rozmiary. Może to i było prawdą. 
Kiedy tak teraz na nią patrzyłem, uświadomiłem sobie, że zawsze od kiedy sobie przypominałem, od kiedy zobaczyłem ją w naszej klasie po raz pierwszy, zawsze chciałem ich dotykać. Kiedy przechodziła obok mnie korytarzem albo kiedy siedziała w ławce przede mną, gapiłem się ukradkiem i wyobrażałem sobie jak one wyglądają. Oczywiście wiedziałem, że są dość duże, że są ładne, ale w życiu bym się nie domyślił, że aż tak bardzo mnie nakręcają. 
No cóż, jej cycki, tak samo jak i ona sama, były jeszcze takie smarkate. Czasami trzeba było im pokazać, kto tu rządzi i dać nauczkę. No co tu dużo mówić, nie będę oszukiwał, miałem cholerną ochotę ich dotykać, dotykać ich swoimi łapami. Miałem ochotę wziąć je w swoje dłonie i pieścić czule, namiętnie, czuć ich zapach, fakturę skóry, chropowatość sutków. No tak, to było to. Miałem ochotę sprawdzić jak bardzo były sprężyste i twarde. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...