czwartek, 31 grudnia 2020

Projekt: "Przyszłość".

301. Szczyt moich pragnień.

W ostatniej chwili odliczałem już tylko centymetry, próbując ustalić jaka odległość dzieli mnie od wejścia do raju. Zatrzymała się jeszcze bliżej niż wcześniej. Szczyt moich pragnień był na wyciągnięcie języka.


Kiedy spojrzałem ponownie, była już nade mną. Znajdowała się dokładnie na wprost. Patrzyłem a moje serce łomotało jak oszalałe. Nie umiałem nad tym stanem zapanować. 
“Och siadaj wreszcie, dziewczyno!”, - pomyślałem chcąc, by jak najszybciej to się stało. 
No i stało się. Stało się szybciej, niż mogłem to sobie wyobrazić. Chociaż z drugiej strony zdawało się to trwać całą wieczność. Tak przy okazji, zaskakujące było to, jak z biegiem czasu stawałem się coraz bardziej rozwiązły i wyuzdany. Jak szybko pozbywałem się resztek pruderii i jakichkolwiek zahamowań. Nie chodziło tu tylko o mojego nosiciela, ale także o moje starsze ja. Ono także radykalnie zmieniło swoje nastawienie do seksu, uczyło się nowych rzeczy, otwierało na całkiem nowe możliwości. Wiedziałem, że po powrocie do siebie będę już całkiem innym człowiekiem. Zastanawiałem się tylko, jak na moją nową osobowość zareagują moi najbliżsi. 
No cóż, w tym momencie nie stanowiło to problemu numer jeden i nie zajmowało uwagi aż tak bardzo. W tej chwili jej cudowna cipka zbliżała się do mojej twarzy. Co mogłem zrobić? Leżałem płasko z głową opartą na zimnym twardym, betonie. Patrzyłem do góry a ona opuszczała się do dołu uginając kolana. Jej muszelka ukryta pod zmierzwionym zarostem była jak kosmiczna winda. Szybko mknęła na spotkanie moich ust. Delikatnie rozchylone uda sprawiały, że purpurowe, napęczniałe płatki rozchylały się na boki ukazując moim oczom całe swoje wnętrze, cudowny, głęboki środek, który zdawał się być bramą do raju. 
To było jakieś szaleństwo. Dwie pozostałe dziewczyny wciąż tam były. Jedna siedziała na moim zaganiaczu, który co prawda stracił już nieco na swojej sztywności, ale wciąż starał się trzymać formę i okazywać swój animusz wobec płci przeciwnej. Druga laska stała tyłem do mnie, wystawiając w stronę tej pierwszej swoją cipeczkę i pozwalając się lizać i pieścić na różne sposoby. W tej chwili mogłem obserwować ją od tyłu, chociaż może niezbyt długo, bo jak zaćmienie słońca, szła mi na spotkanie dupeczka i pizdeczka trzeciej młodej prostytutki. 
Nagle na moje usta spadła gęsta aromatyczna kropla. Poczułem ten zapach, ten charakterystyczny, upajający zapach. Zaraz później do mojego mózgu dotarł jej smak. Smak był jak rajski owoc. Wysunąłem język i oblizałem się.  
Nie wiem co się stało. Moje podniecenie błyskawicznie skoczyło do góry. To było niesłychanie przyjemne, jak świeży powiew wiosny. Mój jebaka, który generalnie powinien już kończyć swoją pracę i stopniowo przechodzić w stan spoczynku, znów zaczął sztywnieć, a każdy dotyk w jego okolice wywoływał we mnie niesłychanie przyjemny dreszcz. 
Przez chwilę zobaczyłem jej oczy. Były takie rozkoszne, ciepłe i słodkie. W końcu uklękła a jej pizdeczka znalazła się naprawdę bardzo blisko. To było jak marzenie, jak jakiś sen. Nie chciałem tego przerywać. 
W ostatniej chwili odliczałem już tylko centymetry, próbując ustalić jaka odległość dzieli mnie od wejścia do raju. Zatrzymała się jeszcze bliżej niż wcześniej. Szczyt moich pragnień był na wyciągnięcie języka. Teraz jej zapach przenikał całe powietrze, które wdychałem do swoich płuc. Kolejne krople gęstym miodem spadały między moje wargi. Nie broniłem się. Pozwalałem im spadać. Uważałem tylko na to, aby się nie zachłysnąć. Tak miało być tak miało się sytać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...