środa, 20 stycznia 2021

Projekt: "Przyszłość".

321. Nie lubię papierkowej roboty.


-Musimy wypełnić te cztery formularze, - westchnęła, - Nie lubię papierkowej roboty, ale to niezbędne. Później przyjdzie ekipa kwaterunkowa i umieści pana w pańskim nowym lokum. 


Czułem jak w całym moim organizmie zachodzą coraz bardziej radykalne zmiany. Z minuty na minutę moje postrzeganie wchodziło na zupełnie inny poziom. Podobała mi się coraz bardziej. Czułem szybko wzbierające we mnie pożądanie. Choć jeszcze nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, miałem na nią coraz większą ochotę. Nie umiałem się oprzeć. Wiedziałem, że za chwilę musi do czegoś dojść. Mój penis powoli unosił swój wielki ciężki łeb. Jak pompowany balon zaczynał nabierać intensywnego turgoru. Z minuty na minutę robił się coraz grubszy i bardziej sztywny. Wzbierające wewnątrz ciśnienie krwi sprawiało, że powoli unosił się do góry. Wyglądał jak wąż strażacki przyczepiony do mojego krocza. 

-Bardzo. Bardzo mi się podoba, - z opóźnieniem odpowiedziałem na jej pytanie. 

Nawet teraz zdawała się nie zauważać mojego podniecenia. Tak mi się przynajmniej wydawało. To było igranie z ogniem. Zachowywała się zupełnie beztrosko, tak jakby tego nie widziała. Być może była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. Nie byłem pewny, ale mogło być tak, że byłem tylko jednym z wielu pacjentów w tym gabinecie. Odsunęła się ode mnie na jakieś dwa kroki. Patrzyła. Patrzyła uważnie. Patrzyła tak jak na towar, a nie jak na podnieconego gołego faceta, który stał przed nią ze sterczącym wielkim fiutem. Patrzyła tak jak na efekt swojej pracy, a nie jak na człowieka. 

-No, wydaje mi się, ze wszystko jest w porządku, - powiedziała.

Odwróciłem się w jej stronę. Nic nie robiłem, stałem swobodnie i czekałem. Utrzymywałem ciężar ciała na obydwu stopach. Moje podniecenie wciąż rosło i rosło. Penis robił się coraz grubszy, sztywniejszy i jeszcze większy. 

W końcu z sykiem wypuściłem powietrze z płuc. Napięte do tej pory mięśnie karku nieco się rozluźniły. Pomyślałem sobie: “jebać to! Niech się dzieje co ma się dziać”.

Odwróciła się i ruszyła w kierunku biurka. Odprowadzałem ją wzrokiem. Patrzyłem na jej pulchną zgrabną sylwetkę. Czekałem tylko na odpowiedni moment.

Nie zaszła z drugiej strony tak jak poprzednio. Pochyliła się i oparła ramionami o blat. Cały ciężar ciała przeniosła na łokcie wyginając plecy w pałąk. Takie ułożenie sylwetki sprawiło, że jej wielka dupa uniosła się do góry i wysunęła w moją stronę niczym zderzak samochodu. Na jej pośladkach spoczywała luźna, cienka spódnica z elastycznego materiału, a spod spodu przebijały białe majtki. 

Nie mogłem oderwać wzroku od tego widoku. Jej nogi odziane w ładne szpilki mimo swoich rozmiarów wydawały mi się niesamowicie zgrabne. Jeździłem po nich swoim lubieżnym spojrzeniem od góry do dołu, korzystając z okazji, że nie patrzy na mnie. 

Pochyliła się jeszcze bardziej, jeszcze mocniej wypinając w moją stronę swój powabny zadek. Rękoma próbowała sięgnąć do szuflady, która znajdowała się dokładnie po drugiej stronie. 

-Gdzie ja to mam… Aha, jest, - usłyszałem. 

Wyjęła czerwoną teczkę, zasunęła szufladę i uniosła się do góry. 

-Jeszcze tylko kilka papierków do wypełnienia i pozwolę panu odejść, - powiedziała. 

“Odejść??? Naprawdę? Pozwoli mi odejść?!” - pomyślałem. 

Chociaż tak bardzo mi już na tym nie zależało, zaczynałem już mieć nadzieję, że jednak będę mógł wrócić do siebie, do domu, do żony.

Nie odwracając się, nie patrząc w moją stronę, zaczęła wyjmować dokumenty i układać je na stole. 

-Musimy wypełnić te cztery formularze, - westchnęła, - Nie lubię papierkowej roboty, ale to niezbędne. Później przyjdzie ekipa kwaterunkowa i umieści pana w pańskim nowym lokum. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...