poniedziałek, 25 stycznia 2021

Projekt: "Przyszłość".

 326.  Goła jak ją Pan Bóg stworzył.


Ona była goła jak ją Pan Bóg stworzył, pulchna, miękka i piękna. Niemal czułem jak czyjeś oczy lustrują całe jej ciało centymetr po centymetrze. Czułem jak czyjaś obecność lubi na nią patrzeć.


Zesztywniała. Stanęła na palcach i nie ruszała się. Widać było, że jest przygotowana na kolejny etap. Delikatnie się wysunąłem. Tyle tylko, żeby zaraz później pchnąć z powrotem. Kolejne rozkoszne uczucie zawładnęło moim ciałem i umysłem. Jeszcze raz naprężyłem się do granic możliwości i jeszcze raz się spompowałem. 

Bulg, bulg, bulg… czułem jak całe dobrodziejstwo wypływa ze mnie i miesza się w jej wnętrzu gorącą, gęstą zupą mojego pożądania. 

W końcu oślizgły fiut wysunął się z jej cipki jak wielki ślimak a zaraz za nim wylała się rzeka białej lawy. W powietrzu rozszedł się intensywny charakterystyczny zapach. Jednak wcale to nie oznaczało, że zakończyłem swoje zadanie. Niestety tam w środku już nie było miejsca i całą resztę musiałem uwolnić gdzieś indziej.

Błyskawicznie pojmując, w czym rzecz uklękła przede mną i wystawiła do góry swoją twarz. Jeszcze tylko zdążyła się uśmiechnąć i fontanna mojej męskości oblała ją od samego czubka poprzez nos usta i brodę i kończąc na tych wielkich cyckach. Byłem usatysfakcjonowany. Zrobiłem to co do mnie należało. 

Nie wstawała. Klęczała na tej podłodze tak jakby ktoś jej kazał, jakby była do niej przyklejona. Zdawało się, że taka kolej rzeczy jest bardzo dobra, najlepsza, jaka może być, tak jakby ktoś miał z tego satysfakcję. Nie powiem mnie też to się podobało. Widać było w niej jakąś wewnętrzną walkę. Tak jakby dwie sprzeczności próbowały dojść w niej do głosu. Tak jakby z jednej strony chciała się podnieść, ale pomimo to coś kazało pozostać jej w tej pozycji. Nie wiem, nie umiałem tego nazwać, ale miałem nieodparte wyraźnie, że jest pod czyjąś niewidzialną władzą, kontrolą. Tak jakby ten ktoś miał zdecydować co za chwilę ma się stać. 

Sytuacja stawała się coraz bardziej nietypowa i napięta. Im bardziej ona chciała się podnieść, tym bardziej to coś kazało jej klęczeć. Widać było, że walczy, a nawet nie wie z czym. Nie miała pojęcia kto jest jej przeciwnikiem. Zdawało się, że jest tu ktoś jeszcze, jakiś obserwator. 

“Wielki Brat”, - pomyślałem. Nie umiałem uciec od tej świadomości, choć bardzo się starałem. Ten ktoś kazał jej klęczeć i robić to, na co on ma ochotę. Tak jakby jakieś niewidzialne oczy wpatrywały się w nią, w nas gdzieś z powietrza. Zdawało się, że  słyszę czyjeś myśli: 

“O tak, klęcz mała! Tak jest dobrze”.

 To było subtelne, tak delikatne, że prawie niezauważalne. Zaczynałem coraz bardziej doświadczać tego na sobie i nie umiałem tego wyjaśnić. Ktoś lub coś tu było. Ktoś lub coś się nami bawiło. 

“Nie to absurd. Przecież niemożliwe”, - pomyślałem. 

Jednak obydwoje byliśmy w czyjejś całkowitej, choć niewidzialnej władzy. Fakt - byliśmy tu, nadzy bezbronni i na swój sposób naiwni. Czy byliśmy zabawkami niewidzialnego kreatora tej rzeczywistości?  

Ona była goła jak ją Pan Bóg stworzył, pulchna, miękka i piękna. Niemal czułem jak czyjeś oczy lustrują całe jej ciało centymetr po centymetrze. Czułem jak czyjaś obecność lubi na nią patrzeć. To coś przenikało wszystko, co tutaj się znajdowało, przenikało nas samych. To coś patrzyło na nią także moimi własnymi oczami. Miałem poczucie, że coś wnika we mnie i panoszy się wewnątrz. To było dziwne, ale w jakiś niewyjaśniony sposób bardzo przyjemne. Tak jakbym zyskał nową, nie swoją osobowość. W jednej chwili poszerzyła się gama moich spostrzeżeń, choć nie wiedziałem skąd one się biorą. Ktoś kazał mi myśleć i zachowywać się tak, jak on sam tego chciał i nic nie mogłem na to poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...