sobota, 23 stycznia 2021

Projekt: "Przyszłość".

 324. Znów zacząłem napierać.


Znów zacząłem napierać. Najpierw z wolna i nie nachalnie. Czułem opór, ciasność, błogi kanał rozchylał się z wielkim oporem i bardzo powoli. 
-Jezzzuuu!!! - jęknęła półprzytomnie.


W końcu rozsunęła uda uwalniając moje spragnione narzędzie. Opuściło jej krocze z mokrym głośnym mlaśnięciem i delikatnie opadło do dołu. W mojej głowie kołatała się tylko jedna myśl, żeby znaleźć się tam, w środku. Nie było nic ważniejszego ponadto co właśnie chciałem zrobić. 

Cofnąłem się na długość potrzebną do wykonania tego ruchu. Było to przynajmniej pół metra. Z podziwem, rozpaczą, zachwytem i strachem patrzyłem na to co miałem przed sobą. Nie mogłem uwierzyć, że mogłem być obdarzony tak doskonałym instrumentem. 

Pokręciłem tylko głową i postanowiłem nie ulegać panice. Nie mogłem przecież wycofać się w takiej chwili. Nie teraz, nie tu, kiedy byłem w stanie zrobić wszystko. 

Wyciągnąłem przed siebie i spojrzałem na swoje dłonie. Obróciłem je do góry i do dołu, przyglądając się tak, jakby nie były moje. 

“No to do dzieła”, - pomyślałem. 

Chwyciłem go z dwóch stron ostrożnie, ale śmiało. 

“No chodź tu”, - powiedziałem w myślach. 

Był jak dyszel wozu: gruby twardy, nierówny, sękaty i zakończony spiczastą wielką głowicą. 

Uniosłem go wyżej i spojrzałem na jej dupę. 

“Nie, przecież on się tam nie zmieści”, - przebiegło mi przez głowę. 

Odgiąłem sam czubek jeszcze bardziej do góry, by niejako spojrzeć w jego paszczę. Uśmiechał się. Tak mi się zdawało. Z wielkiej dziurki na samym wierzchołku wysączyła się perlista kropla nektaru. Mówił, że jest gotowy. Mówił, że da radę.

Opuściłem go do poziomu jej cipki. Znów wziąłem głęboki oddech. 

“Atakuj kolego”, - powiedziałem do siebie. 

Wykonałem delikatny ruch od przodu. Dotknąłem jej pośladków a ona westchnęła. 

Zjechałem nim jeszcze niżej, tak by jego grot znalazł się dokładnie na wprost do wejścia pomiędzy jej udami. Jej gniazdko majaczyło włochatą, czarną kępą w samym środku.

Kiedy czubek wreszcie dotknął tego czułego miejsca wyprężyła się jeszcze bardziej i jęknęła w słodkiej rozkoszy:

-Och panie Robercie, proszę, niech pan zrobi to, co pan musi. 

Napierałem, ale nic się nie działo. Powinienem był to przewidzieć. Jej cipa, choć wielka, nie była w stanie przyjąć w siebie takiego giganta. Wielki kapelusz był jak twardy taran próbujący wedrzeć się do kreciej nory. 

Czułem jaj jej ciało poddając się mojej energii witalnej przesuwa się do przodu jakby nie wierząc, że może mnie do siebie wpuścić. Parłem i nic. 

W końcu rozumiejąc, w czym rzecz, przełożyła ręce do tyłu pozwalając piersiom przejąć cały ciężar jej ciała. Rozgniotły się na blacie niczym dwa naleśniki. 

W następnej kolejności chwyciła palcami za własne pośladki i mocno rozwarła je na boki. Przez chwilę zobaczyłem czerwoną czeluść wiodącą do raju. Teraz przyszła moja kolej.

Przymierzyłem. Koniec mojej strzały doskonale pasował do jej ciasnego otworu. Kształt i wielkość przynajmniej na początku współgrały ze sobą. To był już przynajmniej jakiś zaczyn do czegoś więcej. 

Znów niebiańskie uczucie odbierało mi zmysły. Czułem się tak słodko nie tylko ze względu na to, że byłem w przedsionku jej gorącej jaskini, ale też pod wpływem świadomości jak trudno będzie tego dokonać. Nie wiedziałem, co się stanie zarówno ze mną jak i z nią. 

-Teraz, - usłyszałem z drugiej strony.

Znów zacząłem napierać. Najpierw z wolna i nie nachalnie. Czułem opór, ciasność, błogi kanał rozchylał się z wielkim oporem i bardzo powoli. 

-Jezzzuuu!!! - jęknęła półprzytomnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...