środa, 24 marca 2021

Planeta rozkoszy.

1. Jestem fanem jej cycków.


Doskonale wiedziała, że jestem fanem jej cycków i, że nie będę w stanie się powstrzymać. Zrobiłem krok do przodu i wlepiłem wzrok w przedziałek między jej oliwkowymi workami. Fujara w moich spodniach sterczała już przepisowo.


Klimat Faktorii był gorący i parny. Temperatura nigdy nie spadała poniżej trzydziestu stopni Celsjusza, a ulewne deszcze moczyły wszystko każdego popołudnia. Zdarzało się, że obfite potoki wody, nie raz całymi tygodniami, bez przerwy lały się z nieba. Wyglądało to jak koniec świata, ale to była normalność.

Flora była niesłychanie bogata, różnorodna i zapierająca dech w piersi. Drzewa dorastały do gigantycznych rozmiarów, osiągając dziewięćdziesiąt do stu dwudziestu metrów wysokości. Ich korony tworzyły wiele warstw a skórzaste, niebieskofioletowe liście, o średnicy dwóch metrów nie przepuszczały światła, wskutek czego na dnie lasu panował prawie całkowity mrok. 

Pomimo tej całej różnorodności i w przeciwieństwie do tego, co, za jej świetności można było zobaczyć na naszej kochanej Ziemi, prawie w ogóle nie występowały tam krzewy, a runo było bardzo ubogie. Dużo, natomiast rosło pnączy i epifitów, wśród których można spotkać było wiele pięknie kwitnących, przypominających nasze, rodzime storczyki. Jak wszystko, jednak na tym globie, były one kilkakrotnie większe i bardziej okazałe. 

Faktoria miała dwa słońca: jedno wielkie i czerwone, drugie wielkością niewiele ustępujące naszemu, choć nieco jaśniejsze i bardziej groźne. Wskutek pełniejszej gamy promieniowania w paśmie widzialnym rośliny znajdowały tam doskonałe warunki do rozwoju. Lasy okrywające planetę szczelnym płaszczem nie miały sobie równych w całej galaktyce. Nie przypominały niczego, co zdążyliśmy poznać podczas naszych licznych, kosmicznych wojaży. 

Tak, to była Faktoria. Można ją kochać, można nienawidzić, ale nie można pozostać wobec niej obojętnym.


***

W pomieszczeniu panował przyjemny chłód. Wentylatory warcząc wtłaczały odpowiednią ilość tlenu, a jednocześnie osuszały powietrze, które tutaj było zawsze parne i wilgotne. 

Doskonale wiedziała, że jestem fanem jej cycków i, że nie będę w stanie się powstrzymać. Zrobiłem krok do przodu i wlepiłem wzrok w przedziałek między jej oliwkowymi workami. Fujara w moich spodniach sterczała już przepisowo.

-Czemu nie? - poddałem się. - Morze rzeczywiście należy mi się chwila wytchnienia?

-No widzisz, Jazonie, - kiedy przestajesz być dowódcą, stajesz się całkiem znośnym facetem, - powiedziała z uśmiechem.

Pod cienką sukienką nic nie miała. Kiedy na nią spojrzałem westchnąłem z podniecenia.

-Jak dawno temu się kochaliśmy? - spytałem drżącym głosem.

Wcisnęła głowę w ramiona i spojrzała na mnie spod opuszczonych powiek idealnie udając małą dziewczynkę.

-Trzy miesiące temu, jeszcze na Ziemi, - odpowiedziała cicho. 

Ścisnęła ramionami swoje wielkie zderzaki. Widziałem, jak pęcznieją, jak ciemnieją brodawki, jak sutki unoszą się do góry. 

-Och Juni, jesteś niesamowita. Czy ty wiesz, jak na mnie działasz? - jęknąłem. 

Spojrzałem na jej brzuch, a później powrotem na twarz. 

-Twój, - szepnęła uśmiechając się.

Podszedłem jeszcze bliżej i dotknąłem srebrnego kolczyka w jej pępku. 

-Ciągle go nosisz? - spytałem zaskoczony.

-Tak, Jazonie. Och, weź mnie teraz!

-No dobrze, ale pokaż mi swój taniec. Chcę zobaczyć cię w ruchu.

Jej ciemna buzia rozjaśniła się w promiennym, słodkim uśmiechu. 

-Dobrze. W takim razie patrz.

Miałem ochotę ją pocałować, była bosko piękna.

Założyła ręce na głowę wypinając do przodu swoje wielkie piersi. Chciałem włożyć między nie swojego twardego kutasa, zamknąć wokół niego i mocno zacisnąć. Tak bardzo chciałem poczuć na nim ich ciepło i sprężysty dotyk. 

Ułożyła się na wielkiej silikonowej kanapie. Spoczywała na jednym boku wspierając się o wyprofilowane, wygodne wezgłowie. Jej czarne, niczym kosmos włosy spadały aksamitną kaskadą w dół, a cycki falowały poruszane siłą zwiększonej grawitacji. 

-Och Juni, jesteś cudowna! - westchnąłem. 

Patrzyłem na kędzierzawy, idealnie przystrzyżony zarost między jej obfitymi udami. 

-Chcesz poczuć zapach mojej myszki, kapitanie?

-Och Juni!

Ułożyła dłoń na biodrze i lekko odchyliła się do tyłu. Półleżąc chwyciła swoje cyce od spodu i uniosła do ust. Na przemian dotykała wilgotnym językiem chropowate sutki. Wciąż na mnie patrzyła. 

W końcu usiadła z nogami opuszczonymi na podłogę i szeroko rozsunęła uda. Teraz dopiero mogłem ocenić w całej krasie powab jej oszałamiającego ciała. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...