2. Obcy.
Nagle zrozumiałem. To było aż nazbyt oczywiste. W starych raportach pełno było wzmianek, ale nikt im nie wierzył. Po moich plecach przebiegł chłodny dreszcz.
-Obcy, - powiedziałem do siebie.
Pokiwał głową.
-Obcy, kapitanie.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z trzaskiem i stanął w nich Safi, pilot pełniący aktualnie wachtę. Junan natychmiast zakryła się kocem. Rzuciłem w jego kierunku ostre spojrzenie.
-Kapitanie, - odezwał się tracąc poczucie pewności siebie.
Wciąż byłem oburzony.
-Co się stało, Safi?!
-Chciałbym, żeby pan coś zobaczył, - dodał bardziej stanowczo.
-Safi, czy ja nie uprzedzałem, żeby mi nie przeszkadzać? - strofowałem go tonem przełożonego.
-Uprzedzał pan, ale uznałem, że to jest na tyle ważne, że nie może czekać.
-Co jest aż tak ważne, na tej cholernej planecie, że przerywa mi sjestę?! - denerwowałem się.
Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
-Proszę za mną, - powiedział.
W pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi.
-To znaczy?
-Do centrali monitoringu, - wyjaśnił.
Wciąż nie byłem pewien, czy dobrze zrozumiałem. Od samego przylotu użyliśmy tego pomieszczenia może ze trzy razy. Nie przejął się moim zaskoczeniem.
-Tak, monitoringu. Jedna z kamer coś zarejestrowała.
Więcej nie było mi trzeba. Bez słowa ruszyłem jego śladem. Kiedy znaleźliśmy się w ciasnym boksie wypchanym monitorami, wskazując na jeden z ekranów, odezwał się ponownie.
-Niech pan spojrzy.
Nic szczególnego. Obraz przedstawiał okno jednego z hangarów serwisowych. Przez chwilę nic poza brudną szybą nie widziałem, ale kiedy wykonał lekki zoom i poprawił ostrość dostrzegłem rozmyty obraz ludzkiej twarzy.
-No?! - burknąłem w oczekiwaniu na coś bardziej sensacyjnego.
Nie zbiło go to z tropu.
-Niech pan patrzy, - zachęcał.
Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło. To wszystko, coraz bardziej, zaczynało mnie denerwować.
-Tylko tyle? Po to mnie pan tu wzywał?! - burknąłem.
Pilot bez strachu spojrzał mi w oczy.
-Kapitanie, jak pan sądzi, co pan widział? - powiedział grzecznie, ale stanowczo.
Zaczynało się we mnie gotować. Przez chwilę zdawało mi się, że to jakaś głupia zabawa. Nie miałem na to ochoty. Nie dzisiaj.
-Widzę zapitą gębę jednego z mechaników! - warknąłem. - Czy wy nie znacie umiaru?! To żenujące. Musicie chlać nawet podczas pracy?
Spojrzał na mnie bardzo uważnie a później spokojnie zaczął:
-Z całym szacunkiem, panie kapitanie, ale właśnie, nie.
“Co on sobie wyobraża”, - pomyślałem i przerwałem mu:
-Co, nie!
Nie odrywał ode mnie wzroku.
-To nie jest człowiek, - powiedział.
Jeżeli chcieli zrobić mi kawał to im się udało. Teraz to wszystko zaczynało mnie już śmieszyć.
-No proszę, nie człowiek, a co?
-Nie człowiek, - powtórzył jak echo.
Irytował mnie coraz bardziej.
Byłem w stanie postawić wszystko na to, że się jednak ze mną bawią.
-W takim razie jakieś zwierzę. Pełno ich tutaj, - rzuciłem poirytowany.
To wyglądało jak jakaś zabawa w zgadywanki.
-Też nie.
Nie wyglądał na rozbawionego. Teraz dopiero zaczynałem się zastanawiać.
-Więc co? Może mi pan powiedzieć co to jest.
Pilot milczał przez chwilę, a później ściszając głos odezwał się:
-Kapitanie, nie jesteśmy tu sami.
-Jasne, że nie, - rzuciłem ironicznie, nie zdając sobie sprawy z tego, co miał na myśli, - pełno tutaj szczurów, czy jak ich tam…
Nie dał się zbić z tropu. Spojrzał mi głęboko w oczy i całkiem spokojnie powiedział:
-Kapitanie, tyle razem przelataliśmy… nie domyśla się pan?
Nagle zrozumiałem. To było aż nazbyt oczywiste. W starych raportach pełno było wzmianek, ale nikt im nie wierzył. Po moich plecach przebiegł chłodny dreszcz.
-Obcy, - powiedziałem do siebie.
Pokiwał głową.
-Obcy, kapitanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz