czwartek, 25 marca 2021

Planeta rozkoszy.

2. Obcy.


Nagle zrozumiałem. To było aż nazbyt oczywiste. W starych raportach pełno było wzmianek, ale nikt im nie wierzył. Po moich plecach przebiegł chłodny dreszcz.

-Obcy, - powiedziałem do siebie.
Pokiwał głową.

-Obcy, kapitanie. 


Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z trzaskiem i stanął w nich Safi, pilot pełniący aktualnie wachtę. Junan natychmiast zakryła się kocem. Rzuciłem w jego kierunku ostre spojrzenie.

-Kapitanie, - odezwał się tracąc poczucie pewności siebie. 

Wciąż byłem oburzony.

-Co się stało, Safi?!

-Chciałbym, żeby pan coś zobaczył, - dodał bardziej stanowczo.

-Safi, czy ja nie uprzedzałem, żeby mi nie przeszkadzać? - strofowałem go tonem przełożonego.

-Uprzedzał pan, ale uznałem, że to jest na tyle ważne, że nie może czekać.

-Co jest aż tak ważne, na tej cholernej planecie, że przerywa mi sjestę?! - denerwowałem się.

Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

-Proszę za mną, - powiedział.

W pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi.

-To znaczy?

-Do centrali monitoringu, - wyjaśnił.

Wciąż nie byłem pewien, czy dobrze zrozumiałem. Od samego przylotu użyliśmy tego pomieszczenia może ze trzy razy. Nie przejął się moim zaskoczeniem.

-Tak, monitoringu. Jedna z kamer coś zarejestrowała. 

Więcej nie było mi trzeba. Bez słowa ruszyłem jego śladem. Kiedy znaleźliśmy się w ciasnym boksie wypchanym monitorami, wskazując na jeden z ekranów, odezwał się ponownie. 

-Niech pan spojrzy.

Nic szczególnego. Obraz przedstawiał okno jednego z hangarów serwisowych. Przez chwilę nic poza brudną szybą nie widziałem, ale kiedy wykonał lekki zoom i poprawił ostrość dostrzegłem rozmyty obraz ludzkiej twarzy. 

-No?! - burknąłem w oczekiwaniu na coś bardziej sensacyjnego.

Nie zbiło go to z tropu. 

-Niech pan patrzy, - zachęcał.

Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło. To wszystko, coraz bardziej, zaczynało mnie denerwować. 

-Tylko tyle? Po to mnie pan tu wzywał?! - burknąłem.

Pilot bez strachu spojrzał mi w oczy.

-Kapitanie, jak pan sądzi, co pan widział? - powiedział grzecznie, ale stanowczo. 

Zaczynało się we mnie gotować. Przez chwilę zdawało mi się, że to jakaś głupia zabawa. Nie miałem na to ochoty. Nie dzisiaj. 

-Widzę zapitą gębę jednego z mechaników! - warknąłem. - Czy wy nie znacie umiaru?! To żenujące. Musicie chlać nawet podczas pracy?

Spojrzał na mnie bardzo uważnie a później spokojnie zaczął:

-Z całym szacunkiem, panie kapitanie, ale właśnie, nie. 

“Co on sobie wyobraża”, - pomyślałem i przerwałem mu: 

-Co, nie! 

Nie odrywał ode mnie wzroku.

-To nie jest człowiek, - powiedział.

Jeżeli chcieli zrobić mi kawał to im się udało. Teraz to wszystko zaczynało mnie już śmieszyć.

-No proszę, nie człowiek, a co?

-Nie człowiek, - powtórzył jak echo.

Irytował mnie coraz bardziej.

Byłem w stanie postawić wszystko na to, że się jednak ze mną bawią. 

-W takim razie jakieś zwierzę. Pełno ich tutaj, - rzuciłem poirytowany.

To wyglądało jak jakaś zabawa w zgadywanki. 

-Też nie.

Nie wyglądał na rozbawionego. Teraz dopiero zaczynałem się zastanawiać.

-Więc co? Może mi pan powiedzieć co to jest. 

Pilot milczał przez chwilę, a później ściszając głos odezwał się:

-Kapitanie, nie jesteśmy tu sami.

-Jasne, że nie, - rzuciłem ironicznie, nie zdając sobie sprawy z tego, co miał na myśli, - pełno tutaj szczurów, czy jak ich tam… 

Nie dał się zbić z tropu. Spojrzał mi głęboko w oczy i całkiem spokojnie powiedział:

-Kapitanie, tyle razem przelataliśmy… nie domyśla się pan?

Nagle zrozumiałem. To było aż nazbyt oczywiste. W starych raportach pełno było wzmianek, ale nikt im nie wierzył. Po moich plecach przebiegł chłodny dreszcz.

-Obcy, - powiedziałem do siebie.

Pokiwał głową.

-Obcy, kapitanie. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...