wtorek, 30 marca 2021

Planeta rozkoszy.

7. Wspomnienia o mojej żonie.


-Juni, - odezwałem się chwytając ją za ramię, - powiedz, dlaczego wciąż wracają wspomnienia o mojej żonie?

-Wciąż ją kochasz Jazonie i… tęsknisz.

-Juni, ale minęło już tyle lat…

-To nie ma znaczenia Jazonie.


Siedzieliśmy na miękkim dywanie. Na plecach czułem ciepło płomieni dużego kominka. Obejmowała mnie w pół i całowała. Przesuwała swoje czułe dłonie po moich biodrach i plecach. Gładziła pośladki, była delikatna i czuła.  Miała na sobie białą bluzkę sięgającą bioder. Jej kreacja była rozpinana z przodu i posiadała długie bufiaste rękawy. 

Całowała. Jej pocałunki były czułe, delikatne, przepełnione miłością. Podnieśliśmy się i powoli pozbawiłem ją górnej części garderoby. Opuściła głowę, patrzyła, jak ściągam jej majtki. Bez pośpiechu zsuwałem je z krągłych, obfitych pośladków. Chwyciła mnie za nadgarstki, byśmy razem mogli dokonać tej słodkiej czynności. W chwilę później zdjęła ze mnie koszulę. 

Położyła się na podłodze, rozsunęła uda, a ja opadłem między nie. Oplotła mnie ramionami i odchyliła głowę do tyłu. Muskałem wargami jej szyję. Palcami rozczesywała moje włosy. Zsunąłem się do jej cipki i zanurzyłem twarz w bujnym zaroście. Czułem, jak pracują jej biodra, jak falują w górę i w dół. Zerknąłem na jej twarz, nieprzytomnymi oczami patrzyła gdzieś sufit. Zanurzyłem się jeszcze głębiej i lizałem. 

Rozpięła pasek moich spodni i ściągnęła je razem ze slipami uwalniając twardego, gotowego do akcji fallusa. Nie czekając ani chwili chwyciła go w swoje gorące usta. Pochłonęła go tak doskonale, że od razu oblała mnie fala gorąca. Jedyne, co mogłem w tej chwili zrobić, to bawić się jej czarnymi, długimi włosami. 

Głowica mojego fiuta w ciągu paru sekund zrobiła się sina. Jeszcze moment a trysnąłbym w jej buzię. Nie mogłem na to pozwolić. Delikatnie, ale stanowczo położyłem ją na dywanie. Trzymając mnie za szyję patrzyła mi w oczy. 

-Klaro, och moja jedyna, cudowna Klaro!

Spodnie krępowały mi już tylko łydki.

-Jazonie, mężu, weź mnie, proszę!

Wszedłem w nią jednym, zdecydowanym pchnięciem i od razu zacząłem wykonywać posuwiste ruchy. Ułożyła się na boku. Chwyciłem jej zgrabną nogę i zarzuciłem na swoje ramię. Mój penis poruszał się w niej płynnie, rytmicznie raz, zarazem dobijając do samego końca. 

Włożyła rękę pod głowę i spokojnie obserwowała, jak pracuję biodrami. Siedziałem po turecku, a ona weszła na moje kolana i zaangażowaniem nadziała się na mój oręż. Chwyciła mnie za szyję, a ja ująłem ją w pasie. Tak spleceni kołysaliśmy się raz w jedną raz w drugą stronę. 

Odchyliła się lekko do tyłu. W tym samym czasie chwyciłem ją za pośladki. Bez przerwy czule patrzyła mi w oczy. W końcu, nie opuszczając jej słodkiego wnętrza, położyłem się. Nie opierając się dłońmi o podłogę, pochyliła się nad moim torsem i tak już została. 

Szybko i rytmicznie uderzałem swoim podbrzuszem. Końcem fiuta docierałem w najdalsze zakamarki.
Znów mocno odchyliła się do tyłu podpierając dłonie między moimi kolanami. Teraz poruszaliśmy się w jednym rytmie. 

-Och mężu, mężu, jesteś cudowny! 

-Klaro!

-Och, dochodzę!

-Najdroższa!

-Jazonie, och jak mi dobrze, jak cudownie!

-Kocham cię, Klaro!

-Kochany mój, tak mi rób, nie przerywaj!

-Klaro, och Klaro!

-Jeszcze, jeszcze… ooooooooch Jazonie!!!

Opadła na moje ciało swoim brzuchem i piersiami, oplotła mnie ramionami i mocno się przytuliła. Całowała. Znowu całowała.

W końcu całkowicie spełniona, zastygła. Uklękła a po chwili opadła na cztery wypinając w moją stronę swój zgrabny tyłeczek. Natychmiast chwyciłem ją za biodra i całą długością fiuta wylądowałem w jej wilgotnej, ciasnej jaskini. Uderzałem coraz mocniej, coraz szybciej, aż w końcu, szybując nad podłogą, z ogromną siłą trysnąłem w jej wnętrze. 

Na koniec usiadła przy mnie i zwarliśmy się w namiętnym, gorącym pocałunku. 

-Jazonie, nie możesz tak leżeć. Podnieś się, zabieram cię do obozu, - ze snu wyrwał mnie przejęty głos Junan. 

Byłem mokry od potu, leżałem między korzeniami gigantycznego drzewa. 

-Co się stało? - spytałem wstając.

Popatrzyła na mnie z troską.

-Znowu wyszedłeś w środku nocy. 

-Jestem chory?

-Nie, to raczej wina tutejszego klimatu. Chodź.

Beznamiętnie ruszyłem jej śladem.

-Juni, - odezwałem się chwytając ją za ramię, - powiedz, dlaczego wciąż wracają wspomnienia o mojej żonie?

-Wciąż ją kochasz Jazonie i… tęsknisz.

-Juni, ale minęło już tyle lat…

-To nie ma znaczenia Jazonie.

-Juni?

-Tak?

-Czy ona żyje?

Zapadła chwila ciszy.

-Juni?

-Nie wiem Jazonie, nie wiem… - odpowiedziała cicho.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...