poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Urodziny babci.

36. Myślę, że nic nam nie grozi.


-Myślę, że nic nam nie grozi. Gdyby tak było, już by się nam coś stało. Powietrze jest świeże i czyste, woda także. Na pewno i jakiś pożywienie się znajdzie, - uspokajał Irek.

-W takim razie trzeba to sprawdzić! Idę na drugą stronę, - rzucił Marek.


Dziadek podszedł do niej bardzo blisko i zakładając okulary bezwstydnie wlepił wzrok w jej krocze.

-Najprawdopodobniej podczas konfrontacji ta część waszego świata ulegnie całkowitej anihilacji, - mówiła spokojnym tonem.

-O Boże! - westchnął z przerażeniem.

Rozczesał dłonią swoje siwe włosy, a ona zerknęła na niego kątem oka i już bardziej stanowczo dodała:

-Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale na wszelki wypadek musicie przekroczyć tę bramę. Jeżeli nic się nie stanie wrócicie. 

Stanęła na czworakach i skradając się jak kot prężyła swoje ciało. Wyglądało to tak, jak ćwiczenia aerobiku.

-Przykro mi, Ale wydaje mi się, że nie macie wyboru, - komentowała.

Jeremiasz zadawał sobie sprawę z powagi sytuacji, mimo to nie odczuwał już niepokoju. Kiedy patrzył na jej ciało, jedynym uczuciem, jakiego doznawał było podniecenie. Dawno już się tak nie czuł. Cała energia seksualna, która kiedyś gdzieś się rozpłynęła, w jednej chwili powróciła ze zdwojona siłą. Czuł się tak, jakby był nastolatkiem, był w pełni sił i wigoru. Coraz bardziej zaczynało mu się to podobać. 

Tymczasem wróżka powoli rozsuwała nogi, jeszcze szerzej. W końcu robiąc szpagat, opadła muszelką na okładkę "Piotrusia pana". Dziadek podszedł jeszcze bliżej i wlepił w nią swoje szare oczy. Babcia zmierzyła go surowym spojrzeniem i szarpnęła za ramię.

-Pospieszcie się. Zdaje się, że proces zniszczenia już się rozpoczął, - ciągnęła Calineczka, kładąc się na brzuchu i mocno wyginając do tyłu.

Trzepotała swoimi skrzydełkami i uśmiechała się słodko.

-Czujecie te wibracje? - spytała.

W tym samym momencie, jakby na potwierdzenie jej słów, całym budynkiem szarpnął jeszcze jeden wstrząs. Zachwiali się.

-Co tam spotkamy? - zapytał Jeremiasz, rozglądając się z niepokojem.

Usiadła na krawędzi półki i przebierając nogami spojrzała mu prosto w oczy.

-Świat. Nasz świat.

-Jak tam jest?

Rozgarnęła włosy obiema rękoma i cicho odpowiedziała.

-Inaczej.

W tej chwili do rozmowy wtrącił się Ignacy.

-Ja jej nie wierzę! To może być jakaś pułapka. Nie wiadomo, czy wrócimy.

Spoważniała.

-Oczywiście, że może. Prawdę mówiąc, i ja tego nie wiem, - odpowiedziała.

To zmieniało postać rzeczy. Na ich twarzach pojawił się prawdziwy strach. 

-W takim razie nie wchodzimy. Spróbujemy znaleźć inne wyjście. Nie możemy tak ryzykować. 

-Nie macie wyboru, - mruknęła, - tutaj na pewno zgniecie.

Przez chwilę w jej oczach można było dostrzec smutek.

-To co, robimy? - odezwała się rozkojarzona Karolina.

-Nie wiem. Tu jest zbyt dużo niewiadomych. Tam może być niebezpiecznie. Nie wiemy, czy ten świat nadaje się do życia. Nie mamy pojęcia czy w nim przetrwamy, - tłumaczył Ignacy.

-Myślę, że nic nam nie grozi. Gdyby tak było, już by się nam coś stało. Powietrze jest świeże i czyste, woda także. Na pewno i jakiś pożywienie się znajdzie, - uspokajał Irek.

-W takim razie trzeba to sprawdzić! Idę na drugą stronę, - rzucił Marek.

-Ja też, - dodała Karolina.

-Idę z wami! - zawołała Julka.

Wróżka poderwała się z miejsca i szybko przeleciała przez pokój. Po chwili zawisła przed nimi w powietrzu.

-A nie potrzebujecie czasem przewodnika? - zawołała uradowana.

-Jakiego przewodnika? - zapytał zaskoczony Irek.

-No wiesz… nasz świat nie przypomina waszego, możecie się pogubić.

-Skąd weźmiemy teraz przewodnika? - denerwował się.

-Ja służę pomocą! - ukłoniła się z gracją.

-Ty? - spojrzał na nią podejrzliwie.

-Oczywiście. Przecież to mój dom?

-W takim razie, zgoda! - wyszczerzył zęby.

-No to zapraszam! - wskazała dłonią za okno.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...