wtorek, 31 sierpnia 2021

Urodziny babci.

37. To ptak hipnotyczny.


Po paru minutach ptak zamilkł i odleciał. Beznamiętnie patrzyli na siebie. W końcu Karolina potrząsnęła rytmicznie głową.

-Co to było? - spytała czując dreszcz na plecach.
Wróżka zawisła przed nią w powietrzu i kołysząc się na wietrze wyjaśniła:

-To ptak hipnotyczny, jego śpiew jest piękny, ale niebezpieczny.


Sławek, w ostatnim akcie desperacji, próbował ich zatrzymać.

-Co wy, mózgi się wam zlasowały?! 

Przeleciała obok jego głowy i zatrzymała się tuż przed twarzą. Machając skrzydłami unosiła się w miejscu.

-Spokojnie człowieku, - powiedziała patrząc mu w oczy, - nie chcę dla was źle.

Położyła dłonie na piersiach i rozchyliła nogi pokazując mu swoją pipkę. Przyglądał się przez chwilę, a później głośno wypuścił powietrze z płuc i mruknął:

-Niech ci będzie.

Usiadła mu na ramieniu i szepnęła do ucha:

-Podobam ci się?

Zbyt wiele rzeczy mógł się tutaj nie podobało. Milczał uśmiechając się kwaśno. "Gdybyś była większa, zerżnąłbym cię we wszystkie dziurki, mała cipo!" - pomyślał.

"Możesz to zrobić." - usłyszał głos w swojej głowie.

Zdziwiony zerknął na nią.

-Hm! - stęknęła, puszczając do niego „oko”.

"Jak mnie chcesz, to będziesz mnie miał" - ponownie usłyszał jakby nie swoje myśli.

"Jak to?" - odpowiedział bez słów.

"Wszystko jest możliwe"

"Przecież jesteś wielkości mojej dłoni?"

"Zaufaj mi i przestań się bać!"

"Spróbuję"

Kiedy ich bezgłośny dialog dobiegł końca, wstała i rzuciła się przed siebie. Opadła trochę niżej i łagodnym łukiem poderwała się do góry.

-Widzicie, to mi się w was podoba...

-Co? - spytała Karolina.

-Stosunkowo łatwo was przekonać, - dokończyła obracając się wokół własnej osi.

Podkuliła nogi w kolanach. Chwyciła się za biodra, przechylając głowę na bok, szeroko się uśmiechnęła.

-No to wychodzisz? - zwróciła się do Sławka, który stał jeszcze w pokoju.

-Tak! Wychodzę, - odpowiedział pewnym siebie głosem.

-A reszta? - zwróciła się do pozostałych.

-Nie zostanę tu. Idę, - powiedział Henryk.

-A co mi tam, i ja wyłażę, - dodał Ignacy.

-Bardzo dobrze, nie macie zbyt dużo czasu.

Po minucie wszyscy byli już za oknem.

Rozglądając się na wszystkie strony, powoli ruszyli przed siebie.

W pewnym momencie, na gałązce kolczastego krzewu, tuż przed nimi, usiadł piękny ptak z długim, kolorowym ogonem. Popatrzył na nich ufnie, a następnie wydobył z siebie przejmujący, głęboki trel.

Zatrzymali się i słuchali w kompletnej ciszy. Nikt się nie poruszył, nie odezwał ani słowem. Na początku ptak jakby smutno nawoływał, później jego długie frazy mieszały się z krótszymi, jakby tworzył przymiarki do jakiejś wielkiej arii. Na koniec odegrał koncert, który w swym brzmieniu przypominał klarnet. Powietrze zdawało się drżeć, dźwięki przenikały słuchających na wskroś.

Po paru minutach ptak zamilkł i odleciał. Beznamiętnie patrzyli na siebie. W końcu Karolina potrząsnęła rytmicznie głową.

-Co to było? - spytała czując dreszcz na plecach.

Wróżka zawisła przed nią w powietrzu i kołysząc się na wietrze wyjaśniła:

-To ptak hipnotyczny, jego śpiew jest piękny, ale niebezpieczny.

-Ptak hipnotyczny? - spytała Julka, nic nie rozumiejąc.

Stali, próbując dojść do siebie. W tym czasie wróżka podfrunęła pod jeden z dużych liści i pociągnęła za jego koniec. Woda, przez jego krawędź przelała się i obfitą stróżką spadła na jej ciało.

-Brrr, - wzdrygnęła się otrzepując kropelki.

Julka, uśmiechnęła się, rozłożyła szeroko ramiona i rozmarzonym głosem powiedziała:

-Niesamowite, jestem taka zrelaksowana i rozluźniona!

Mała skrzywiła się i z ironią w głosie odpowiedziała:

-No, pewnie jeszcze byś sobie posłuchała.

Jeszcze raz pociągnęła za liść. Tym razem strumień wody zamoczył jej skrzydła. Cienka materia błyskawicznie oklapła, oblepiając jej ciało, niczym mokry ręcznik.

-Ha, co nie możemy latać?! - odcięła się dziewczyna.

Wróżka opadła na gałązkę nieco niżej. Machając skrzydełkami, próbowała je osuszyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...