piątek, 27 sierpnia 2021

Urodziny babci.

33. No co, wróżki nie widziałeś?! 


Zbliżył się jeszcze bardziej. Istota miała twarz o wyglądzie dorastającej dziewczyny i piękne rysy. Jej oczy były jak węgielki, a delikatny uśmiech, który zdawał się kryć w sobie małą diablicę, rozkładał na łopatki.

-No co, wróżki nie widziałeś?! - powiedziała spoglądając na niego spod przymkniętych powiek.


Rozejrzał się dokoła, popatrzył na zebranych w oknie, ale nic szczególnego nie dostrzegł.

-Słyszeliście?! - zapytał.

-Co? - odpowiedziała pytaniem Julka.

-Głos!

-Jaki głos?

-To ta roślinka.

-Ty chyba zwariowałeś?!

Mężczyzna jeszcze raz wyciągnął dłoń, tym razem bardzo szybko.

-Nie dotykaj mnie, jestem bardzo delikatna! - odezwał się kwiat.

-O kurwa! - jęknął zaskoczony. 

-Co mówisz? Zostaw ten kwiatek i wracaj! - ktoś zawołał po drugiej stronie. 

Jego oczy rozbłysły. Wcale nie miał zamiaru rezygnować. Nie w tym momencie. 

-W mordę jeża, ona się rusza!

-Co ty wygadujesz?! Wracaj, zanim coś się stanie. 

-Matko, to nie roślina! - oniemiał. 

Zaczęli się śmieć.

-A niby co?!

Chłopak zrobił wielkie oczy.

-To motyl, Boże jaki wielki motyl!

-Zwariowałeś? Jaki motyl?! Chodź tu. 

-Mówię wam, jaki kolorowy!

-Możesz się przesunąć, bo zasłaniasz! - odezwała się wreszcie Karolina.

-No, rzeczywiście, motyl! - potwierdziła z zachwytem Julka widząc duże kolorowe skrzydła.

W tym czasie, kiedy Sławek wciąż nie mógł uwierzyć w to co widzi, Irek przykucnął, by lepiej się przyjrzeć. Reszta rodziny wyszła poza okno.

-No i co?! Co to jest? - pytali po kolei, spoglądając sobie przez ramiona.

Chłopak przyjrzał się uważnie.

-To nie motyl.

-Więc co?!

-Dziewczynka.

-Kurwa, co?!

-Mówię przecież.

-Dziecko?

-No, w mordę, nie.

-Bredzisz. Gadaj do rzeczy!

-Chodzi o to, że...

Patrzyli, z coraz większym zdziwieniem.

-Chodzi o to, że to dorosła kobieta tyle, że malutka.

Zaczęli się tłoczyć, każdy chciał sam sprawdzić.

-Calineczka, - dało się słyszeć, czyjś kompletnie zaskoczony głos.

W tym samym momencie malutka istota wyszła spod krzewu. Jednym skokiem dostała się na kamień i rozłożyła swoje barwne skrzydła. Potrząsnęła głową rozsypując swoje długie, ciemne włosy. Po chwili uśmiechnęła się zalotnie.

-Czeeeeeść! - odezwała się. - Mało mnie nie zgniotłeś, człowieku!

Chłopakowi dech zaparło. Dopiero teraz spostrzegł, że spod ciemnych pukli wystają spiczaste uszka. Patrzył z otwartymi ustami i czuł, że penis w jego spodniach zaczyna się unosić. Kiedy sobie to uświadomił, zawstydził się. Wiedział, że nie może, przecież ona była malutka jak laleczka. Zbliżył się jeszcze bardziej. Istota miała twarz o wyglądzie dorastającej dziewczyny i piękne rysy. Jej oczy były jak węgielki, a delikatny uśmiech, który zdawał się kryć w sobie małą diablicę, rozkładał na łopatki.

-No co, wróżki nie widziałeś?! - powiedziała spoglądając na niego spod przymkniętych powiek.

-Eeeeeeeee… - nie mógł wydusić z siebie ani słowa. 

-Ach, nie przejmuj się, jestem zwykłą, zupełnie przeciętną wróżką.

-No... ale jak to... przecież wy istniejecie tylko w bajkach?!

-W bajkach?! Hahaha... dobry żart.

Przeciągnęła dłonią po swoim jędrnym brzuchu i zatrzymała się na piersiach. Ireneusz był już bardzo podniecony.

"Gdyś ty była moich rozmiarów, to twoje cycki miałyby rozmiar, co najmniej, czwórki. Och, mała... gdybym mógł ich tak dotknąć..." - myślał czując, że robi mu się gorąco.

Przykląkł, zbliżając do niej swoją twarz. Spojrzała na tłoczącą się grupę i spuściła wzrok.

-Wiem, wiem... wszyscy ludzie myślą o tym samym. Ty też o tym myślisz, ale ty mi się podobasz.

Patrzył na nią coraz bardziej zachłannie. Przeciągnęła się i pogładziła po nagim biuście.

-Wiem przecież, że o tym myślisz, człowieczku.

Jeszcze raz wyprężyła swoje małe ciało, tym razem unosząc ręce do góry i wypinając malutkie piersiątka. Ich brodawki pociemniały, tworząc brązowe kółeczka.

W tym samym momencie, jak huragan, wbiegł do pokoju Ignacy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...