wtorek, 29 marca 2022

Teresa.

39. Czekał nie wiadomo na co.


Tak naprawdę dopiero teraz zaczynałem zdawać sobie z tego sprawę. Mój kutas sterczał jak słup telegraficzny pionowo do góry. Właściwie nie do końca pionowo tylko lekko ukośnie, ale to chyba nie miało większego znaczenia. Ważne, że był siny z podniecenia, opleciony siatką fioletowych żył. Sterczał i czekał. Czekał nie wiadomo na co. Chociaż, cholera, wiadomo, oczywiście wiadomo. 


Po chwili zaczęła szamotać się z moimi dżinsami. Próbowała ściągnąć je z mojego tyłka, ale nie bardzo jej to wychodziło. Widziałem, że zabiera się do tego w nieodpowiedni sposób. Postanowiłem jakoś pomóc. Podniosłem lekko pośladki i się udało. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. To było jak jakiś film. 

Dolna część mojej garderoby była już w okolicy ud a ona nie przerywając kontynuowała zadanie. Teraz zabierała się do ściągania slipów. Tym razem elastyczny materiał bez problemów uniósł się w jej palcach do góry a mój penis, taki gruby, sztywny i napęczniały podniósł się wraz zim jakby był napompowany. 

-Och, - westchnąłem mimo woli a ona się delikatnie uśmiechnęła. Miałem wrażenie, że na jej policzkach dostrzegłem rumieńce, chociaż to było mało prawdopodobne. Było przecież ciemno.

  Nie wiem co się ze mną stało. Zachowywałem się jak dzieciak, jak tamten piętnastolatek. “No dobrze, już po wszystkim”, - pomyślałem, - “Jestem dorosły. Mogę odpuścić. Nie muszę się już niczym przejmować”. 

Jednak to nie było wszytko. To był dopiero początek, wierzchołek góry lodowej. Właśnie do tego do samego końca chciałem się przyznać. Jak wariat siedziałem tak na tej wersalce. Bez slipów. Tak bez slipów i wszystko wydawało się takie normalne. Na samym początku nie wydawało się to takie oczywiste. Miałem na sobie tylko górną część  garderoby, żeby nie było - w komplecie, ale dół… Tam już nic nie było. Mój tyłek spoczywał na miękkim obiciu kanapy. Obcej kanapy. Nie mojej. I powiem szczerze jakoś dziwnie się z tym czułem. Dziwne, ale bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Siedziałem jak uczniak ze złączonymi udami, ciasno złączonymi. W środku ściskałem napęczniałe jaja, co jeszcze bardziej mnie podniecało. Co ja mówię, podniecało niebotycznie, obłędnie. 

Tak naprawdę dopiero teraz zaczynałem zdawać sobie z tego sprawę. Mój kutas sterczał jak słup telegraficzny pionowo do góry. Właściwie nie do końca pionowo tylko lekko ukośnie, ale to chyba nie miało większego znaczenia. Ważne, że był siny z podniecenia, opleciony siatką fioletowych żył. Sterczał i czekał. Czekał nie wiadomo na co. Chociaż, cholera, wiadomo, oczywiście wiadomo. 

Nie rozumiem, dlaczego nie chciałem wszystkiego nazywać po imieniu? Miałem wrażenie, że  za chwilę się spuszczę, ale jakoś specjalnie się tym nie przejmowałem. Muszę się przyznać, że nawet chciałem, żeby to się stało. Czułem się taki zepsuty i zboczony a wszystko, co się działo zaczynało doprowadzać mnie do obłędu. 

Jak już napisałem to był dopiero początek. Zabawa zaczęła się dopiero wtedy kiedy jej dłoń wylądowała na moim grubym drążku. Nawet nie wiedziałem jak to określić. Było po prostu bosko. Zaczynałem stopniowo odlatywać w kosmos, chociaż jeszcze nic nie było widać. Nic takiego co mogłoby wskazywać, że jestem tak bardzo podniecony. Mówiłem sobie, że przecież powinienem jakoś to wytrzymać. Przecież to chyba, do jasnej cholery, gra wstępna, ale tak naprawdę miałem wrażenie, że zaraz będzie po wszystkim. 

Obserwowałem jak na początku jej otwarta dłoń stopniowo zaczyna się zamykać. Patrzyłem jak palce i jeden po drugim się zaciskają. To trudno wyrazić się słowami. Czułem każdy z osobna od najmniejszego do kciuka. Na początku uścisk był bardzo delikatny wręcz subtelny, ale z każdą upływające sekundą stawał się coraz bardziej wyraźny mocny i przejmujący. Nie miałem pojęcia co robić, wstrzymać oddech uspokoić serce czy dać mu galopować samopas. Tak naprawdę byłem gdzieś pośrodku w zawieszeniu. Bardzo się męczyłem. To przypominało obłęd. Nie mogłem zatrzymać moich myśli na niczym konkretnym. Musiałem użyć niesamowitej energii, by przestać patrzeć na mojego kutasa i jej dłoń zaciśniętą tuż pod żołędzią, by spojrzeć na jej śliczną buzię, na te czarne, duże, przenikliwe oczy. Odwzajemniała moje spojrzenie, ale jej wzrok Nie wyrażał niczego konkretnego. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...