czwartek, 31 marca 2022

Teresa.

41. W końcu wystrzeliłem.


W końcu wystrzeliłem. To było do przewidzenia. Można powiedzieć, że wszystko przebiegało zgodnie z planem. Zgodnie z jej planem. Nie mogło być inaczej. Reakcje mojego organizmu były aż nadto czytelne. Nie było trudno domyśleć się, że to już finał. Wiłem się i skręcałem z rozkoszy. Stękałem i jęczałem przy tym niemiłosiernie. Wyglądało to tak, jakbym za chwilę miał wydać z siebie ostatnie tchnienie. 


Jak gdyby nigdy nic robiła swoje. Do góry i do dołu, do góry i do dołu… spokojnie bez pośpiechu, ale z wyczuciem i uwagą. Trudno było w to uwierzyć. Waliła mi konia, a ja coraz bardziej zjeżdżałem z łóżka. Wrażenie było bardzo intensywne. Nie panowałem nad tym, co się działo. Nad niczym nie panowałem. Oparcie za moimi plecami było coraz wyżej i wyżej. 

W końcu leżałem płasko, z nogami daleko wyciągniętymi przed siebie. Przyznam, że mogło wyglądać to dość dziwnie, ale mało mnie to obchodziło. W momwncie kiedy przesuwałem się do przodu, mój brzuch lekko się odsłonił, a ona, kiedy tylko to zauważyła, chwyciła ubranie i pociągnęła pod samą brodę. Czułem się jak dzieciak, a raczej jak pacjent u bardzo sympatycznej pani doktor. W ten sposób mój tors prawie w całości był na wierzchu, do jej całkowitej i wyłącznej dyspozycji. 

-Och Teresko, Teresko, - wyrwało się z mojego gardła, a ona jakby jeszcze bardziej ośmielona włączyła do zabawy drugą dłoń. 

Najpierw delikatnie, jakby się trochę wstydząc, dotknęła brzucha w okolicach pępka. Później przejechała opuszkami palców wzdłuż od krocza w stronę brody i odwrotnie. Co ważne, przez cały ten czas to ona była całkowicie ubrana. Ja w tej chwili świeciłem gołą dupą i jajami. Ta świadomość mnie onieśmielało, a jednocześnie tak niesamowicie podniecała. Miała mnie w całości, tak jak chciała. Ona mogła w każdej chili wstać i wyjść na dwór, a ja nie. Oczywiście gdyby tylko tego chciała. Dobrze, że nie chciała. 

To było takie dziwne i niesamowite. Trudno to wyjaśnić. Wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Tereska najnormalniej w świecie waliła mi konia. Robiła to. Robiła to po raz drugi. Pierwszy raz wtedy nad rzeką, kiedy byliśmy jeszcze dzieciakami. To było jak sen. Drugi raz teraz. Tyle że teraz byłem dorosły i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego co się dzieje. Byłem tego świadomy. Może nawet bardziej niż byłem w stanie przypuszczać. Pozwalałem jej na to. Pozwalałem na to niejako obcej dziewczynie, kobiecie, którą tak słabo znałem, ale która tak niesamowicie mnie fascynowała. Nie mogłem uwierzyć, że teraz tak bardzo się zmieniła. Wszystko w jej osobie tak bardzo mi się podobało. 

Czułem się trochę jak złodziej. Byłem w jej domu, w jej prywatnym mieszkaniu, chociaż tak naprawdę niewiele o mnie wiedziała. Leżałem na jej super miękkim i wygodnym łóżku, a ona, ona trzymała mojego kutasa w swoich drobnych rączkach. Nie wstydziłem się tego, nie żałowałem i co najważniejsze wcale się o to nie prosiłem. To stało się samo niejako bez udziału mojej woli. Czy mógł być to tylko czysty zbieg okoliczności? Wyglądało wręcz jakiś podstęp, prowokacja. Jednak nią nie było. Tak mi się przynajmniej zdawało. 

W końcu wystrzeliłem. To było do przewidzenia. Można powiedzieć, że wszystko przebiegało zgodnie z planem. Zgodnie z jej planem. Nie mogło być inaczej. Reakcje mojego organizmu były aż nadto czytelne. Nie było trudno domyśleć się, że to już finał. Wiłem się i skręcałem z rozkoszy. Stękałem i jęczałem przy tym niemiłosiernie. Wyglądało to tak, jakbym za chwilę miał wydać z siebie ostatnie tchnienie. 

Jakoś specjalnie się tym nie przejmowała. No chyba dobrze. W tym kluczowym momencie tylko nieco mocniej zacisnęła swoje palce. Drugą dłoń położyła od góry, zakrywając łeb mojego penisa. Tak więc kiedy się spiąłem i strzeliłem, moje nasienie, zamiast poszybować wysoko i opryskać wszystko dookoła, miałem cichą nadzieję, że tak się stanie, zatrzymało się na jej ręce i spadło na moje podbrzusze. W sumie i tak niewiele z tego zarejestrowałem. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...