sobota, 28 maja 2022

Podglądacz.

6. To było igranie z ogniem. 


Chwyciła mnie za głowę, przyciągnęła do siebie i pocałowała w policzek. Udałem, że nic się nie stało, chrząknąłem i mówiłem dalej. To było igranie z ogniem. 


Położyła dłoń na moim kolanie i stopniowo jechała w stronę rozporka.

-Tylko spokojnie, dziewczyno, - zwróciłem się do niej, - nie rób nic, czego będziesz później żałowała. Udawała, że nie zrozumiała. 

-A czego mam żałować? - szepnęła z przejęciem. 

Przełknąłem ślinę. Mój kutas zrobił się jeszcze twardszy i jeszcze grubszy.

-Masz narzeczonego, - powiedziałem, chociaż nie miałem pojęcia w jakim celu. 

-No i co z tego. Opowiadaj.

-Jesteś całkiem naga.

-Całkiem? - spytała drżącym głosem.

-Całkiem, golusieńka… stoisz przede mną tak, jak cię Pan Bóg stworzył. Powoli, kroczek po kroczku, odwracasz się do mnie przodem. Twoja prawa dłoń oparta jest na biodrze, a lewa ją podtrzymuje. Wyglądasz bardzo seksownie. Nie zakrywasz już swoich piesi, tylko bardzo ciepło się do mnie uśmiechasz.

Spojrzała na mnie. Jej oczy płonęły nieskrywanym pożądaniem.

-Tak jak teraz? - spytała cicho. 

-Uhu, - mruknąłem. 

Zapadła chwila ciszy. 

-Radek?

-Co?

-Chodźmy na górę.

Pokręciłem głową. 

-Nie.

Nie mogła się z tym pogodzić. 

-Dlaczego? - w jej głosie brzmiał prawie płacz.

-Masz narzeczonego, po Nowym Roku Bierzecie ślub.

-Ach, ślub. Ślub to co innego.

-Jak to “co innego”? - rzuciłem w jej stronę. 

Znowu chwila ciszy. 

-Radek…

-Mam mówić?

Kiedy zorientowała się, że niczego nie wskóra, pokiwała głową. Sam nie wiedziałem, do czego doprowadzi to opowiadanie. Przecież ja także nie byłem sople lodu. Po chwili zacząłem mówić dalej. 

-Patrzę na twoją cipeczkę, twój wzgórek łonowy jest idealnie wygolony. Zaciskasz uda, jakbyś chciała schować przede mną, to, co masz najcenniejszego…

Teraz już bez żadnego skrępowania wcisnęła dłoń w swoje krocze. Po chwili westchnęła: 

-Radek?

-Co znowu?

-Nie wytrzymam.

-Daj spokój, - uśmiechnąłem się.

Wciąż na mnie patrzyła. Miałem wrażenie, że za moment się na mnie rzuci i po prostu weźmie to co będzie chciała. Wzruszyłem tylko ramionami brnąc dalej w tą dziwną grę. 

-Sama chciałaś, - powiedziałem w miarę spokojnym głosem, chociaż i ja byłem rozpalony do granic możliwości.

Kątem oka widziałem, jak jej palce poruszają się pod dżinsami. 

-No to mów, mów dalej, - zachęcała. 

-Zaczynasz tańczyć. Stajesz na palcach i wykonujesz piruet, jak muza obracasz się wokół własnej osi. Jakbyś grała na harfie. Palce prawej dłoni trącają skórę na twoim boku, a lewą wplotłaś we włosy. 

-Och! - westchnęła, mocniej się do mnie przytulając. 

-Twój wzrok błądzi po pracowni malarskiej, w której się znajdujesz. Szukasz artysty.

-Będzie mnie malował?

-Chyba tak.

-Och! I co dalej?

-Za tobą jest stylowy kominek, duże okno i bukiet pięknych, czerwonych peonii. 

-Och Radku, masz niesamowitą wyobraźnię. Skąd te kwiaty, kominek?

-Nie wiem, pomyślałem, że tak będzie bardziej romantycznie.

Chwyciła mnie za głowę, przyciągnęła do siebie i pocałowała w policzek. Udałem, że nic się nie stało, chrząknąłem i mówiłem dalej. To było igranie z ogniem. 

-Zatrzymujesz się do mnie tyłem, opierasz ręce o biodra i powoli odwracasz samą głowę. Patrzysz i uśmiechasz się. Wiem, co myślisz.

-Och Radku… - westchnęła z przejęciem.

-Na twojej lewej łopatce znajduje się seksowny pieprzyk.

Nie wytrzymała. Spojrzała na mnie, zmarszczyła brwi i wstała. 

-Skąd o tym wszystkim wiesz? Gdzie ty mnie podglądałeś? Gdzie? - zawiesiła głos, - Z resztą nieważne… mów dalej.

-Stajesz do mnie przodem i krzyżujesz ramiona na klatce piersiowej. 

Chwyciła się za obojczyki.

-Tak? - spytała, pokazując. 

  -Mniej więcej.

-Ze szczelin mrugają do mnie brodawki i sterczące sutki. Uśmiechasz się, ciągle się uśmiechasz. 

Zdaje się, że powiedziałem trochę za dużo. 

-Wiesz co? - rzuciła w końcu. 

-Hm…

-Ja chyba siłą zaciągnę cię do mojego pokoju. Opowiadanie takich rzeczy nie może ci ujść na sucho, kogucie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...