poniedziałek, 25 lipca 2022

Mokre sny.

3. I wejdę w nią.


Wiedziałem, że za chwilę to się stanie. Wiedziałem, że popchnę ją na ten materac czy, co tam pod nią się znajdowało, że rozłożę jej nogi i wejdę w nią moim twardym i spragnionym fallusem. Już sama ta myśl sprawiała, że trząsłem się z rozkoszy. 


Nie wiem, czy byłem wtedy nagi, czy ubrany. Nie wiem tego. Wiem tylko, że za moment miałem się spuścić, doznając olbrzymiego orgazmu. Co ona zrobiła? Co zrobiła ta niewinna, delikatna istota, ten anioł i diabeł w jednym, to stworzenie boże, którego jedynym celem było wodzenie na pokuszenie? Wzięła do ust kawałek tego kraciastego stanika i zagryzła w swoich malutkich ząbkach. Wciąż patrzyła mi w oczy, a ja miałem wrażenie, że robi mi najsłodszego loda na świecie.

Patrzyłem na jej okrąglutką, delikatną buzię, na jej wielkie, krowie oczy i dyszałem, czując, że za chwile upadnę. Chciałem tego. Chciałem doznać w tej chwili orgazmu. Chciałem się spuścić na jej twarz i doznać ukojenia, doznać ulgi. Jednak nic takiego nie następowało. Nie mogłem. 

Trzymała ten biustonosz w zębach jak szczeniak, służalczo i poddańczo patrząc w moją twarz. W następnej chwili puściła go, ale wciąż na mnie patrzyła. Tylko patrzyła. Nie doznawałem ulgi. Nic takiego nie następowało. Byłem jeszcze bardziej podniecony, a jednocześnie jeszcze bardziej zahipnotyzowany jej widokiem, jej cudowną wspaniałą azjatycką, młodzieńczą urodą. Moje zmysły szalały, mój mózg kipiał. Płynąłem gdzieś na niebiańskich falach rozkoszy. Była taka cudowna, dziecinna, miła, a jednocześnie pełna seksu, erotyzmu. 

To, co dalej się działo było wymieszane, jak w kalejdoskopie. Nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Zbliżyłem się do niej. Przykląkłem chyba, sam już nie wiem. Wszystko jest takie trudne do określenia. Wszystko się mi miesza i plącze, a jednocześnie jest takie realne. Jest takie rzeczywiste i moje. Nie wiem już, co jest prawdą, a co ułudą. Pogubiłem się w tym. Zbliżyłem się tak bardzo, że czułem jej oddech, a może tylko mi się tylko zdawało. Może nie wykonałem żadnego ruchu, żadnego gestu? Ale czy to ma jakieś jakiekolwiek znaczenie? Była tylko moja. Taka malutka, pachnąca i delikatna. Chwyciłem ją za głowę i złożyłem delikatny, a jednocześnie głęboki pocałunek na jej młodych usteczkach. Oderwałem się i patrzyłem. Nie puszczałem jej szyi. Trzymałem ją rozpostartą dłonią w okolicach potylicy. Nie uciekała, nie broniła się. Była jak lalka, jak zabawka, całkowicie posłuszna i moja, gotowa wykonać każe moje polecenie.

Dopiero teraz się odsunąłem. Mogłem zobaczyć jej piersi. Zacząłem się już trząść, dygotać niczym galareta. Była jeszcze piękniejsza niż na początku. Była naga. Jej piersi, pomimo że nie były takie duże, jak można by było się spodziewać, nie były też tak bardzo małe. Można powiedzieć, że ich rozmiar był idealny. Doskonale komponował i się z jej ciałem i typem urody. Jej piersi były jak reszta jej sylwetki: doskonale wyrzeźbione, jakby wykonane ręką samego Stwórcy. Jakby dziś miał najlepszy dzień w swoim wiecznym życiu. 

Wiedziałem, że za chwilę to się stanie. Wiedziałem, że popchnę ją na ten materac czy, co tam pod nią się znajdowało, że rozłożę jej nogi i wejdę w nią moim twardym i spragnionym fallusem. Już sama ta myśl sprawiała, że trząsłem się z rozkoszy. Niebiesko-biały stanik leżał w miejscu, gdzie powinienem był zobaczyć delikatną cipkę. Z każdą chwilą doznawałem coraz większego szoku. Drżałem i dygotałem na całym ciele. W żaden sposób nie mogłem tego opanować. 

Nie miałem pojęcia, gdzie byliśmy. Co to było za pomieszczenie? Co to był za pokój? Wszystko wydawało się mi coraz mniej istotne. Wszystko miało coraz mniejsze znaczenie, coraz mniej mnie obchodziło. Mimo to cała ta dekoracja jakby uzupełniała to wszystko, co się działo, jednakowo przede mną, jak i we mnie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...