środa, 27 lipca 2022

Mokre sny.

5. W bosko ciasnej pizdeczce.


Widziałem jej pośladki ciemną oliwkową niemal skórę i mojego chuja poruszającego się w bosko ciasnej pizdeczce.


Cóż to była za rozkosz. Już w tym momencie miałem nieodparte wrażenie, że spuszczę się w to jej ciasne, gorące wnętrze. Zresztą bardzo tego chciałem, pragnąłem tego całym sobą, nawet nie próbowałem się powstrzymywać. Wiedziałem przecież, że jestem we śnie i, nawet jak się tam spuszczę, to nic się nie stanie, że prawie w tej samej chwili będę gotowy do ponownej kopulacji. Dlatego właśnie to wszystko podobało mi się najbardziej. 

Uniosła do góry uda, wciąż trzymając je bardzo szeroko rozwarte, a ja powoli wciskałem się coraz głębiej i głębiej. Było mi tak dobrze, że pociemniało mi w oczach, a moje serce zdawało się wyrywać z klatki piersiowej. Podparłem się dłońmi po obydwu stronach jej zgrabnego ciała i dyszałem z rozkoszy. Błogie wilgotne gorąco, w coraz większej części obejmowało mojego członka. Zaczęła się wic jęczeć i wzdychać. Była tak ciasna, że myślałem, iż za chwilę zemdleję.

Po wykonaniu kilkunastu ruchów musiałem z niej wyjść. Jej cipka była jak imadło, jak mokre gorące imadło ściskające mojego kutasa ze wszystkich stron i nie chodziło już o to, że się spuszczę, że doznam wspaniałego orgazmu. Tego przecież chciałem. W tej chwili bałem się, że nie zdołam utrzymać świadomości. We wszystkich zakamarkach swojego jestestwa czułem omdlewającą, cudowną rozkosz. Wyszedłem z niej, drżąc i dysząc, za wszelką cenę próbowałem kontrolować, chociaż część tego, co się ze mną działo.

Trzymałem swojego penisa u samej podstawy i nie mogłem uwierzyć, że jest tak mocno umazany w jej wydzielinach. Cały był otoczony białym gęstym budyniem i byłem w stu procentach przekonany, że nie było to moje nasienie. Nie wyszedłem z niej całkowicie. Łeb mojego fiuta wciąż spoczywał w jej pulsującej muszelce. Zsunęła uda. Nie mogła trzymać ich wciąż tak samo szeroko rozwartych, jak na samym początku.

Uświadomiłem sobie, że ona najzwyczajniej w świecie doznaje orgazmu. Jej delikatnie zarośnięta cipeczka pulsowała wraz z podbrzuszem i brzuchem. Buchało od niej gorąco i słodki, podniecający, kobiecy zapach. Chciałem go wdychać, chciałem ją chłonąć. Upajała mnie sobą, doprowadzała na szczyt cudownej, wspaniałej rozkoszy i czułem, że mogę w tym stanie trwać bez końca, przeżywając każdą sekundę, każdy skurcz, jak wieczność.

W następnej chwili nawet nie wiem, jak to się stało, ona klęczała już z wypiętym mocno moją stronę tyłeczkiem, a ja, kucając za nią na ugiętych nogach, pakowałem się w oszałamiająco ciasną dziurkę. Nie wiem co się ze mną działo, byłem jakby w innym wymiarze. Jakby gdzieś poza Wszechświatem poza naszą Galaktyką. Wyłem z rozkoszy, trzęsąc się jak galareta. Rozkosz była nieopisana przechodząca wszelkie wyobrażenia. Jej cipka była tak ciasna, że myślałem, iż dostanę obłędu, że za chwilę postradam zmysły i już nigdy nie będę taki jak przedtem. Mimo to wciąż wykonywałem posuwiste ruchy, wchodziłem i wychodziłem, łomotałem jak maszyna, jak robot nieznający zmęczenia.

To było coś, czego nie mogłem spodziewać się nawet w najśmielszych i najbardziej wyuzdanych snach. Było w tym wszystkim coś nieziemskiego, coś, co sprawiało, że na samą myśl o tym na plecach pojawiała się gęsia skórka. Podążałem w moją osobistą czarną dziurę, krok po kroku zbliżałem się do horyzontu zdarzeń, spoza którego już na pewno nie było powrotu. Widziałem jej pośladki ciemną oliwkową niemal skórę i mojego chuja poruszającego się w bosko ciasnej pizdeczce.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...