piątek, 26 sierpnia 2022

Misja.

1. Dwie różne rasy.


W tym samym momencie dwie różne rasy stanęły naprzeciw siebie. Z tego spotkania nie mogło wyjść nic dobrego. 


Na pokładzie Wiktorii panował półmrok. Całą kondygnację rozświetlał fioletowo-niebieski poblask. 

Lora obracała się wokół własnej osi bardzo ostrożnie. Miała przed sobą duże, rozsuwane na bok wrota. Gdzieś w połowie wysokości metalowych ścian biegł wąski pas jarzeniówek zamontowanych na kształt gzymsu. W perspektywie przed jej oczami szeroki hol przechodził w nieco węższy korytarz i skręcał na prawo. Wiedziała, że nie jest sama. Coś działo się w zakamarkach tego ogromnego statku. 

Mark zbliżył się do kolejnych drzwi. Ktoś, lub coś za nimi się czaiło. Dowódca wykonał jeszcze kilka szybkich, ale cichych kroków, stanął na krawędzi wejścia i, nieco pochylając głowę, zajrzał do środka. 

Cała grupa miała na sobie skafandry, które służyły do spacerów w kosmicznych. Czujniki ciśnienia zasygnalizowały rozszczelnienie powłoki okrętu i dostanie się do środka obcej mieszanki gazów. Nie mieli pewności, czy atmosfera nadaje się do oddychania. 

-Tutaj jest czysto, -  powiedział, odwracając się do pozostałych, - przegrupujmy się.

Ostrożnie na ugiętych kolanach przeładował broń. 

-Ja pójdę tędy, - wskazał przeciwległy koniec pasażu. 

Tymczasem Rica na górnym pokładzie krążownika orbitującego wokół obcej planety niczego nie podejrzewając, manipulowała przy instrumentach nawigacyjnych. 

Rica miała różowe, krótko obcięte włosy. Była ubrana według panującego w służbie jej królewskiej mości umundurowania. Jej tors opinała dopasowana, bladobłękitna tunika, spięta pod szyją skórzaną obrożą, która służyła jednocześnie za interkom. Jej piersi podtrzymywane były przez sztywne trapezy z tego samego materiału. Na ramionach znajdowały się szerokie, aluminiowe obręcze przechodzące długie rękawy z dzianiny. 

Kokpit statku był okrągły z dużymi, panoramicznymi iluminatorami. Gdzieś pod nimi majaczył ogromny błękitny glob. 

Mruczała do siebie zadowolona, dotykając kolejnych przycisków. Nie śpieszyła się. Miała ustawić maszynę w dogodnej do obserwacji pozycji. Komputer odpowiadał cichym popiskiwaniem na wprowadzane przez nią komendy. Niczego jeszcze nie podejrzewała. Według jej rozeznania misja przebiegała zgodnie z planem. Ucieszyła się, przykładając dłoń do czytnika linii papilarnych, by zatwierdzić i zablokować wprowadzone przez siebie zmiany. 

-No to teraz troszeczkę się zabawimy! - zawołała do siebie, podskakując radośnie. 

Nie było jej jednak dane skorzystać z tej przyjemności. Kiedy się odwróciła, do pomieszczenia sterowniczego wszedł Ben. 

-Chodź szybko! Mamy gości! - odezwał się do niej podniesionym głosem. 

Spojrzała na niego zaskoczona. Nie wiedziała, dlaczego miał na sobie kombinezon. Znajdowali się na stabilnej orbicie, a statek był w pozycji dokowania. Wszystkie systemy działały sprawnie. Nie było żadnego zagrożenia.

Chłopak odwrócił się, kiwnął na nią głową i pobiegł w stronę otwartych drzwi. Był uzbrojony. Laserowy pistolet swoim końcem omiatał pomieszczenie. 

Nie wiedząc, co się stało, ale wyczuwając niebezpieczeństwo, ruszyła za nim. Jej ciasny, dopasowany w strój uwydatniał zgrabne, ponętne pośladki. 

Tymczasem zza zakrętu wyłoniły się dwie dziwne, wrogo wyglądające istoty. Były szczupłe, wysokie, z cienkimi długimi ramionami. Ich głowy rozszerzały się u góry, przywodząc na myśl kapelusze grzybów. Obcy mieli wielkie, czarne pozbawione tęczówek oczy.

W tym samym momencie dwie różne rasy stanęły naprzeciw siebie. Z tego spotkania nie mogło wyjść nic dobrego. Ben uniósł do góry broń, omiatając latarką zamieszczoną na jej końcu wylot korytarza. Rica znajdowała tuż za nim, nie do końca zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa. 

Obcy, który był na czele, uniósł do góry niewielki, niepozornie wyglądający przedmiot, który na pierwszy rzut oka przypominał zwykłą latarkę. Przesunął suwak urządzenia do przodu, a ze środka wydobył się jasny promień, który błyskawicznie poszybował w ich stronę. W niewyjaśniony sposób w ułamku sekundy rozświetlił całe pomieszczenie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...