niedziela, 28 sierpnia 2022

Misja.

3. Coś było jednak nie tak.


Coś było jednak nie tak. Postać w wejściu stała nieruchomo i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Po naszywkach na skafandrze dziewczyna mogła rozpoznać, że jest to drugi pilot. Niestety, hełm na jego głowie nie pozwalał zweryfikować pierwszego wrażenia.


Kiedy pilot się szarpał, obcy wyjął z opakowania coś, co na pierwszy rzut oka przypominało ziemską mysz. Mężczyzna wiedział, że o niczym dobrym to nie świadczy. Przeczuwał, że za moment stanie się coś strasznego. Nie miał jednak pojęcia z czym, tak naprawdę, ma do czynienia. Szarpał się i stękał, próbując się uwolnić. Nic jednak to nie dawało. 

Tymczasem istota uniosła niewielkie stworzenie do góry w geście prawie że ceremonialnym. Małe kudłate coś wydało z siebie złowrogi warkot. Zbyt głośny i zbyt groźny, jak na tak małą istotę. 

-Wrrrrrrrrrrrr! Wrrrrrrr!!!

Ben w blasku słabego oświetlenia, które znajdowało się na krawędziach sufitu, patrzył na obcego trzymającego uniesionej dłoni niewielką poczwarkę. Bał się. 

Obcy powoli zbliżał swoją trójpalczastą dłoń w stronę klatki piersiowej drugiego pilota. Stworzenie, które trzymał w dłoni, poruszało we wszystkie strony. 

-Nie zbliżaj się! Zabierz to ode mnie!! Ja nie chcę!!! Nie!!! - krzyczał bezradnie chłopak. 

Obcy jednak nie reagował. Mała poczwarka była coraz bliżej jego ciała. Ostatnią rzeczą, jaką widział, były wielkie, szklane oczy, osadzone pośrodku trójkątnej, bezwłosej głowy.

-Iiiiiiiaaaaaaa!!! - wyrwał się z jego gardła okrzyk bólu i przerażenia.

Coś wdzierało się w jego trzewia. Czuł, jak rozrywa mu skórę i wciska się między przeponę, a serce. Charczał niczym zarzynany prosiak. Po chwili zapadła kompletna cisza i ciemność.

Tymczasem Rica siedziała na podłodze tego samego co wcześniej pomieszczenia. Słyszała na korytarzu kroki poruszających się nieznanych stworzeń. Była przerażona, bała się wyjść. 

Siedziała z rękami opartymi na kolanach i ze zwieszoną między nogami i głową. Wzdychała. Czekała, aż ktoś z załogi się pojawi i powie jej, co się stało. 

Kiedy kolejny raz uniosła oczy, miała wrażenie, że coś usłyszała. Spojrzała przed siebie w czeluść otwartych drzwi. Nic jednak tam nie było. 

Tymczasem za swoimi plecami usłyszała zgrzyt  otwieranego wyjścia awaryjnego. Nim jeszcze na dobre spojrzała w tamtą stronę, była już pewna, że ktoś tam stoi. Wyczuwała to bardziej, niż odbierała swoimi zmysłami. 

Dopiero po kilkunastu sekundach, jakby oprzytomniała. Westchnęła i skręciła kark, by spojrzeć na siebie. 

To, co zobaczyła, było bez wątpienia istotą humanoidalną. Widziała jedynie ciemny zarys dwurożnej sylwetki stojącej w jasnym świetle dobiegającym z pomieszczenia obok. Mogła mieć tylko nadzieję, że był to ktoś z jej załogi. 

Kiedy zorientowała się, że najprawdopodobniej, jest to jej przyjaciel Ben, błyskawicznie zerwała się na równe nogi z radosnym okrzykiem:

-Wreszcie jesteś! Powiedz mi, co się tutaj dzieje?! 

Coś było jednak nie tak. Postać w wejściu stała nieruchomo i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Po naszywkach na skafandrze dziewczyna mogła rozpoznać, że jest to drugi pilot. Niestety, hełm na jego głowie nie pozwalał zweryfikować pierwszego wrażenia. Czy był to rzeczywiście jej kolega, czy może tylko ktoś, kto wyglądał tak, jak on? Musiała jednak zaufać.

Jak mały piesek, ze mrożonymi oczami, drobnymi kroczkami biegła w jego stronę. Przecież nie mógłby to być nikt inny. Nie w jego skafandrze. Nie chciała przyjąć do wiadomości innej alternatywy. 

Postać jednak nie ruszała się. Słychać było tylko syk wyrzucanego przez zawory powietrza. Tak, niby był to drugi pilot, jednak jego zachowanie odbiegało od normy. Rica nie zwróciła na ten drobny szczegół uwagi. Zbliżyła się na pół metra, położyła dłoń na swoich piersiach i powiedziała drżącym głosem:

-Nie masz pojęcia, jak bardzo się bałam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...