środa, 26 października 2022

Misja.

63. Dotykając jej pępka


Na jej brzuchu wił się grupy, fioletowo-czerwony wąż, dotykając jej pępka.


Tymczasem na jednym z najniższych pokładów okrętu Lora była brana na wszystkie możliwe sposoby. Wisiała, opleciona nad podłogą, a jej buzia, cipka i dupeczka były okupowane przez fioletowo-różowe, bądź czerwone, grubsze i cieńsze odnogi. 

Wyglądała niczym męczennica. Naga. Na jej ciele znajdowały się strzępki ubrania: porwana bielizna, rajstopy i kawałki stanika. Była spocona. Jej zgrabne, piękne ciało lśniło od potu. Jej wielkie, sterczące, napęczniałe piersi, robiły wrażenie, jakby za chwilę miały pęknąć. 

Wisiała tak nad podłogą, a w jej ustach siedziały dwie pokaźnych rozmiarów gałęzie. Jedna przypominała ramię i zajmowała główną część jej słodkiej buzi, a druga, jakby na dokładkę, grubości kciuka, siedziała w kąciku jej ust i zdawała się pomagać tej grubszej, starając się rozewrzeć jej szczęki jak najszerzej. 

Lora patrzyła przed siebie nieobecnymi oczyma. Zdawało się, jakby była w letargu, jakby jej źrenice zaszły już mgłą. 

-Oooo-hooo, - westchnęła cicho. 

W tej chwili jej usta zablokowane były grubym penisem. Jej ciało poruszało się na boki, jakby było wypełnione robakami. Drżała na skutek poruszających się w niej różnych części obcej istoty. Jej nogi były szeroko rozwarte i każda wężowata fujara bez przeszkód wdzierała się w jej cipeczkę w dowolnej chwili, nie napotykając na swojej drodze żadnego oporu. 

Dziewczyna trzymała za gałąź, pchającą się w jej usta. Chciała zatrzymać ją w tej pozycji. Nie chciała dopuścić do tego, by przekroczyła granicę jej przełyku. 

Nagle coś rzuciło jej ciałem. Pchnięcia od dołu, spomiędzy jej nóg były gwałtowne silne. Na jej brzuchu w okolicy pępka znajdował się wijący się wąż, który pieścił te wrażliwe okolice, doprowadzając jej zmysły niemal do szaleństwa.

Ruchanie trwało w najlepsze. Nie wiadomo było, kiedy to wszystko się zakończy. Huśtała się w rytmie góra dół, góra dół, to znów do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu. 

Każda z gałęzi okupująca jej oddzielną dziurkę poruszała się w sobie tylko znanym tempie, ale wszystkie razem tworzyły jakiś dziwny taniec.

-Kheee-oooo… khe, khe, khe… - wyrzucała siebie słodkie odgłosy.

Wszystkie fiuty balansowały w niej, nie pozwalając skupić się jej na tym, co właściwie się z nią dzieje.

-Ghe-koum, - odezwała się, krztusząc własną śliną.

Wysunęła język, nie mogąc złapać tchu.

-Iiiiiihhhhoooo!!! - protestowała.

Nic to jednak nie zmieniło. 

-Ghghg… -stęknęła.

Penis pchał się coraz głębiej w jej usta. Dusiła się własną śliną. Jej źrenice zrobiły  się większe, były coraz bardziej nieobecne. 

Raz, raz, raz, raz… - poruszały się grube kutasy w jej cipeczce, przesuwając jej ciało w jedną i w drugą stronę. 

-Ehe, ehe, ehe… - stękała słodko.

Na jej brzuchu wił się grupy, fioletowo-czerwony wąż, dotykając jej pępka.

-Ehhee, ehhee, eee, eee…- wyrzucała z siebie.

I raz, i raz, i raz… kolejne, rytmiczne pchnięcia. 

Wszystko to mieszało się ze sobą: mokre odgłosy szarpiących się w niej penisów i jej słodkie jęki i westchnienia. Wszystko to razem tworzyło dziwną, słodką, podniecają muzykę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...