wtorek, 27 czerwca 2023

Hotelik "Miłość".

47. Zaczął się koniec świata.


I tak byłem już bardzo podniecony i to nie był jakiś specjalny wyjątek. Przez ostatnie dni, no praktycznie od samego przyjazdu tutaj, ciągle byłem jakoś tak nietypowo mocno pobudzony erotycznie. Miałem mokre sny, a moja wyobraźnia szalała nawet w ciągu dnia. No cóż, taki był ten urlop. No i nie powiem, to było przyjemne, ale czasami kompletnie nie umiałem sobie z tym poradzić. Dlatego teraz gdy to powiedziała i gdy na dodatek chwilę później uświadomiłem sobie cały sens tych słów, po prostu mnie zatkało, a moje pożądanie wystrzeliło w kosmos. 

"Będziemy się kochać, będziemy się kochać", - kołatało w mojej głowie. - "Seks, seks... kolejny numerek i to z taką młodą. Teraz i tutaj", - myślałem jak obłąkany. Jednak wyrażenie tego co czuję, było o wiele trudniejsze, niż mi się wydawało.

-Co? Eeee… och nie, nie… - zacząłem dukać jak gówniarz przyłapany na paleniu marihuany. 

-Będziemy się kochać, - powiedziała tak samo spokojnie, a z jej buzi nawet na chwilę nie znikał ten słodki przyjemny uśmiech. 

-Nie, to niemożliwe... to znaczy... ty jesteś zbyt młoda… eee… to znaczy młodo wyglądasz... 

-Pokażę ci moje cycki i dupę, zgoda? No i jak chcesz, to dam ci wsadzić ptaka w moją cipkę, - mówiła, a ja coraz bardziej osuwałem się w przepaść.

Wiedziałem, że to była prowokacja, ale nie potrafiłem z tym nic zrobić. Zdominowała moją świadomość już od pierwszej sekundy.  

-Chcesz zobaczyć, jak wyglądają moje cycki? - mówiła dalej, a ja z trudem powstrzymywałem zbliżający się wytrysk. Trzęsłem się już na nogach. Trudno było mi powiedzieć cokolwiek. 

-Och nie… no co ty? - mówiłem tak, jakbym był przerażony. Chociaż tak naprawdę trudno powiedzieć, co wtedy czułem. 

-No co ty, daj spokój. Sam przecież tego chciałeś, - mówiła, odzierając mnie z mojej pozornej pruderii i wstydu, - Powiedz, lubisz takie młode cipki, co? Tylko nie kłam, kowboju.  

-Och Boże nie, nie… - mówiłem, dysząc.

W mojej głowie pojawiła się panika. Serce jeszcze bardziej przyspieszyło i miałem ochotę uciec. Znów miałem ochotę uciec. Byłem zły na siebie. Nie wiedziałem, dlaczego tak zareagowałem. Przecież seks powinien być czymś bardzo naturalnym. Szczególnie gdy się go w ogóle nie szuka, gdy on sam się zdarza. Przecież to takie fascynujące, gdy dziewczyna sama ci go proponuje, a na dodatek jest taka młoda i świeża. 

-Och spokojnie, - odezwała się po chwili, tak jakby była lalką ze sklepu, a nie żywą kobietą, - ja jestem twoja. Możesz robić ze mną, co tylko chcesz. Nie musisz się mnie bać. Mogę zrobić ci loda, mogę na tobie usiąść… co wolisz? 

-Ale... ale… nie... to nie tak… ja nie mogę... ty… ty jesteś za młoda… - wzdychałem, próbując ubrać w słowa to, co teraz czuję. 

-No już, chodź tu. Nie wiesz, co tracisz. Nie będziesz tego żałował, - powiedziała, kończąc moje jękliwe wynurzenia, - Wsadzisz tego swojego wielkiego kutasa w moją cipkę i będzie po sprawie. Możesz się nawet we mnie spuścić. No chodź. Już nie mogę się doczekać. 

A później zaczął się koniec świata. Później to znaczy po chwili. Później nic już nie było takie jak przedtem. Można powiedzieć, że to było tak jakby spadła bomba atomowa. W bardzo, ale to bardzo pozytywnym znaczeniu. Chociaż z drugiej strony powinienem był być na to przygotowany. W sumie, czego mogłem się spodziewać, łażąc po cudzych pokojach? Tutaj mógł być to tylko seks. Przecież to nie był zwykły hotel. Wiedziałem o tym już od samego początku i czułem się jak w jakiejś bajce. Dopatrywać się w tym wszystkim jakiejkolwiek normalności było wariactwem i niedorzecznością, a jednak próbowałem to robić. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...