poniedziałek, 25 marca 2024

Ostatnie wakacje.

113. Spodnie


-Załóż, - powiedziała, - co prawda nie jest już tak zimno, jak godzinę temu, ale porządnie zmarzłeś i nie chcę, żebyś się przeziębił. 

To było miłe z jej strony i czułem, że nie mogę odmówić. Kiedy Przyjrzałem się dokładniej, zrozumiałem, że przyniosła mi ładny, dość ciepły sweter i letnią kurtkę. Sweter był w odcieniach szarości i brązu, miał klasyczny fason dopasowany do ciała, ale był jednocześnie na tyle luźny, żeby zapewnić mi komfort noszenia. Kurtka natomiast wykonana była z wytrzymałego materiału przypominającego płótno, ale miała lekką oddychającą strukturę. Posiadała liczne kieszenie i to sprawiało, że była funkcjonalna, a zarazem dobrze się prezentowała. Obie części garderoby zdawały się być starannie dobrane, aby zapewnić wygodę i ochronę przed chłodem, ale też doskonale pasowały do tego malowniczego otoczenia. 

-Widzę, że masz zmysł nie tylko do gotowania, ale również do wyboru praktycznych, stylowych ubrań, - powiedziałem z podziwem.

-No cóż, mam talent nie tylko do śpiewania, - przyznała z serdecznym, ciepłym uśmiechem. 

-Swoją drogą, ale nie wiem, czy będzie to niestosowne pytanie, skąd masz to wszystko? Czy często wpadają do ciebie  zboczeńcy ganiający po lesie nago i masz już wszystko gotowe na takie okazje? 

Spuściła wzrok, uśmiechając się ciepło. Widziałem, że na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. 

-Nie, nie często, - odpowiedziała, - ty jesteś pierwszy i mam nadzieję, że jedyny. 

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że do tego kompletu, który trzymałem w ręku, brakuje jakiegoś ważnego elementu i musiała upłynąć długa chwila, bym uświadomił sobie, co to jest. 

-A spodnie? - spytałem lekko skonsternowany, bo nie wiedziałem, czy wypada upominać się o takie rzeczy.

Przez chwilę po głowie buszowała mi myśl, że to był celowy zabieg, żeby zobaczyć, co zrobię, jak się zachowam, ale zaraz później odrzuciłem ją jako głupią i niedorzeczną. 

-A no tak, - powiedziała z serdecznym uśmiechem i wyglądała na autentycznie zaskoczoną. - Przepraszam, jak mogłam zapomnieć. Już przynoszę. 

Po chwili wróciła z ładnymi bojówkami w podobnym kroju jak kurtka i podała mi je. 

Najedzony, rozgrzany herbatą z miodem stałym przy stoliku w kuchni i zastanawiałem się, co ja właściwie tutaj robię. Im dłużej to wszystko trwało, tym mniej realistyczne się zdawało. Tym bardziej, że kiedy pomyślałem o tym, że mam się ubrać, robiło mi się przykro. Najchętniej nie zmieniałbym nic w tym co było teraz, ale wiedziałem, że to niemożliwe. 

-Wiesz co, - zacząłem, - to dziwne, że już na samym początku wakacji zdarzają mi się takie przygody. 

-Jakie przygody? - spytała, jakbym nagle wyrwał ją z zamyślenia. 

-Wiesz, ten bieg przez las wczoraj i dziś... 

-Wczoraj i dziś? O, to nie było pierwszy raz? - szczerze się zdziwiła, a w jej oczach spostrzegłem zainteresowanie. 

Czułem, że powinienem ugryźć się w język. Zaczynałem żałować, że nie umiem trzymać go za zębami.

-Więc to nie był pierwszy raz, - stwierdziła. Często ci się to zdarza? 

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, a ona patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. 

-Drugi, - powiedziałem i znów stało się to jakby wbrew mojej woli. 

-Hmm… a kiedy był pierwszy? 

-Wczoraj wieczorem. 

-I co? Tak normalnie wyszedłeś z domu? Nago? A co na to ciocia? 

No i zaczęło się. Czekała na dalszą część opowieści. 

-No wiesz, - znów mój język się rozwiązał, - to było z jej powodu właśnie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...