113. Spodnie
-Załóż, - powiedziała, - co prawda nie jest już tak zimno, jak godzinę temu, ale porządnie zmarzłeś i nie chcę, żebyś się przeziębił.
To było miłe z jej strony i czułem, że nie mogę odmówić. Kiedy Przyjrzałem się dokładniej, zrozumiałem, że przyniosła mi ładny, dość ciepły sweter i letnią kurtkę. Sweter był w odcieniach szarości i brązu, miał klasyczny fason dopasowany do ciała, ale był jednocześnie na tyle luźny, żeby zapewnić mi komfort noszenia. Kurtka natomiast wykonana była z wytrzymałego materiału przypominającego płótno, ale miała lekką oddychającą strukturę. Posiadała liczne kieszenie i to sprawiało, że była funkcjonalna, a zarazem dobrze się prezentowała. Obie części garderoby zdawały się być starannie dobrane, aby zapewnić wygodę i ochronę przed chłodem, ale też doskonale pasowały do tego malowniczego otoczenia.
-Widzę, że masz zmysł nie tylko do gotowania, ale również do wyboru praktycznych, stylowych ubrań, - powiedziałem z podziwem.
-No cóż, mam talent nie tylko do śpiewania, - przyznała z serdecznym, ciepłym uśmiechem.
-Swoją drogą, ale nie wiem, czy będzie to niestosowne pytanie, skąd masz to wszystko? Czy często wpadają do ciebie zboczeńcy ganiający po lesie nago i masz już wszystko gotowe na takie okazje?
Spuściła wzrok, uśmiechając się ciepło. Widziałem, że na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
-Nie, nie często, - odpowiedziała, - ty jesteś pierwszy i mam nadzieję, że jedyny.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że do tego kompletu, który trzymałem w ręku, brakuje jakiegoś ważnego elementu i musiała upłynąć długa chwila, bym uświadomił sobie, co to jest.
-A spodnie? - spytałem lekko skonsternowany, bo nie wiedziałem, czy wypada upominać się o takie rzeczy.
Przez chwilę po głowie buszowała mi myśl, że to był celowy zabieg, żeby zobaczyć, co zrobię, jak się zachowam, ale zaraz później odrzuciłem ją jako głupią i niedorzeczną.
-A no tak, - powiedziała z serdecznym uśmiechem i wyglądała na autentycznie zaskoczoną. - Przepraszam, jak mogłam zapomnieć. Już przynoszę.
Po chwili wróciła z ładnymi bojówkami w podobnym kroju jak kurtka i podała mi je.
Najedzony, rozgrzany herbatą z miodem stałym przy stoliku w kuchni i zastanawiałem się, co ja właściwie tutaj robię. Im dłużej to wszystko trwało, tym mniej realistyczne się zdawało. Tym bardziej, że kiedy pomyślałem o tym, że mam się ubrać, robiło mi się przykro. Najchętniej nie zmieniałbym nic w tym co było teraz, ale wiedziałem, że to niemożliwe.
-Wiesz co, - zacząłem, - to dziwne, że już na samym początku wakacji zdarzają mi się takie przygody.
-Jakie przygody? - spytała, jakbym nagle wyrwał ją z zamyślenia.
-Wiesz, ten bieg przez las wczoraj i dziś...
-Wczoraj i dziś? O, to nie było pierwszy raz? - szczerze się zdziwiła, a w jej oczach spostrzegłem zainteresowanie.
Czułem, że powinienem ugryźć się w język. Zaczynałem żałować, że nie umiem trzymać go za zębami.
-Więc to nie był pierwszy raz, - stwierdziła. Często ci się to zdarza?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, a ona patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.
-Drugi, - powiedziałem i znów stało się to jakby wbrew mojej woli.
-Hmm… a kiedy był pierwszy?
-Wczoraj wieczorem.
-I co? Tak normalnie wyszedłeś z domu? Nago? A co na to ciocia?
No i zaczęło się. Czekała na dalszą część opowieści.
-No wiesz, - znów mój język się rozwiązał, - to było z jej powodu właśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz