czwartek, 28 marca 2024

Ostatnie wakacje.

116. Ty to masz pecha. 


-Och, ale ja wiem, Julian, - powiedziała, wstając i podchodząc do mnie od tyłu. Tak bardzo się podnieciłeś, że zdjąłeś spodnie i zacząłeś robić sobie dobrze. Mam rację? 

Myślałem, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. 

-Skąd wiesz? Przecież tam cię nie było.

-Przestań Julian, przecież to zupełnie normalne, że się podnieciłeś i nie mogłeś się opanować. Nie musisz się tego wstydzić. 

-Ale to przecież moja ciocia! 

-I co z tego? Jakie to ma znaczenie? Antonina jest bardzo atrakcyjną kobietą, a ty młodym, niewyżytym byczkiem, któremu testosteron wychodzi uszami. 

-Ale ja nie mogę. Przecież nie powinienem. To grzech. 

-Coś ci powiem Julian, wiele się jeszcze musisz nauczyć. 

Właśnie w tym momencie dotarło do mnie, że nie przyniosła mi bielizny. Wiedziałem, że w tej sytuacji nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, ale poczułem się jeszcze bardziej nieswojo. Świadomość, że pod tymi bojówkami nie będę miał slipów, a mój penis będzie hasał swobodnie, wywoływała we mnie kolejne fale podniecenia i wstydu zarazem. Jednej strony Zastanawiałem się, czy nie zrobiła tego celowo, chcąc zobaczyć, jak zareaguję, a z drugiej miałem świadomość tego, że przecież nie jest jej obowiązkiem zaopatrywanie mnie nawet w slipy. Nie była Przecież moją żoną, a nawet dziewczyną. Nie musiała dawać mi nawet tego ubrania.

-Powiedz mi tylko, - odezwała się po chwili, - co było dalej. 

-Przestań. Dalej to ja zobaczyłem lufę dubeltówki, wycelowaną prosto we mnie. 

-No co ty mówisz? Celowała do ciebie ze strzelby? - najnormalniej nie mogła uwierzyć w moje słowa. 

-No tak. Przecież nie wiedziała, kto siedzi w tych krzakach. Była przekonana, że to jakiś bandyta. Bardzo się wystraszyła. 

-Julian, Boże, przecież mogła cię zabić! Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?! Wiesz, co by było, gdyby rzeczywiście pociągnęła za spust?! 

-No. Tak sobie pomyślałem, że nic ciekawego z tego nie wyniknie i dlatego wziąłem nogi za pas. Nie wiedziałem nawet, że tak szybko potrafię biegać. 

Po chwili zaczęła się serdecznie śmiać. Widać było, że trudno się jej opanować. 

-I byłeś wtedy nago? - spytała w przerwach od spazmów. 

-No tak. 

-Hahahahaha… A to dobre. 

-Nie wiem, co mnie napadło, żeby całkiem się rozebrać, ale wtedy nie było czasu na zastanawianie się nad tym, a już na pewno na ubieranie się. Ogarnął mnie tak paniczny strach, że widziałem tylko drogę przed sobą. Kiedy trochę się uspokoiłem, byłem już daleko w lesie. 

-No, no, no, niezły z ciebie kozak. I co było potem? 

-Kiedy wracałem, wpadłem do wielkiego dołu z pokrzywami i jeżynami. 

-Ty to masz pecha. Stało ci się coś? 

-Nie, tylko bardzo się poparzyłem i podrapałem. 

-I co, wróciłeś do niej? 

-Tak, bo zdałem sobie sprawę, że ona mnie rozpoznała. 

-I co się stało? Była zła? 

-Zła? Też. Ale chyba jeszcze bardziej się o mnie bała. Kazała mi usiąść, przyniosła miskę z ciepłą wodą i zaczęła przemywać moje zranienia. Robiła to bardzo dokładnie, centymetr po centymetrze, aż w końcu doszła... No wiesz, do mojego członka. On też był cały poparzony. I ona go takim specjalnym żelem zaczęła nacierać. To było, to było... takie... niesamowicie miłe. Zrobiło mi się tak gorąco i zapomniałem o całym świecie. To było cudowne, po prostu popłynąłem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...